Dobry start?
Będę się czepiał na wstępie, bo później może nie wystarczyć czasu i miejsca – sposób, w jaki producent wybrał na promocję Arctis 7, budzi moje wątpliwości. Otóż w górnym prawym rogu kartonu widnieje rekomendacja "Best Gaming Headset". Czyli kupujemy w ciemno? No właśnie nie do końca, bo mniejszą czcionką dopisano, że chodzi o producenta, który nam ten headset dostarczył.
Niby proste i skuteczne, a jednak użytkownika (czyt. mnie i Ciebie) może to wkurzać – i efekt odwrotny od zamierzonego. Dobra, dosyć tych złośliwości, bo SteelSeries Arctis 7 zasługują na to miano bez dopisków.
Design
Już sam karton daje do zrozumienia, że do czynienia ma się z solidną produkcją – w tym przekonaniu utwierdzisz się, gdy słuchawki z niego wyciągniesz. Są solidne, ale lekkie, mają spore, łatwe w nawigacji przyciski i pokrętła (co nie jest takie oczywiste – od miesięcy gram również z konkurencyjnym sprzętem i wciąż się gubię, wciskając w trakcie rozgrywki multi nie to, co powinienem), można je ładnie złożyć na płasko.
Największe wrażenie robi jednak pasek z rzepem odpowiedzialny za regulację słuchawek – chyba pierwszy raz spotkałem się z takim rozwiązaniem. Całości dopełnia fajna kolorystyka z geometrycznym wzorem na pasku na czele.
Dźwięk
Artcis 7 brzmią świetnie. Godzinną sesję z "Doomem" spędziłem naprawdę z gęsią skórką, co jest oczywiście również zasługą samej gry. Grałem na konsoli w stereo, bo – niestety – dedykowana aplikacja zapewnia dźwięk 7.1 tylko przy korzystaniu z PC-ta. Może to być problem, owszem, jednak mi w żaden sposób to nie przeszkadzało. Z lewej słuchawki wyciąga się mikrofon – tutaj nie ma się do czego przyczepić; jest OK.
Werdykt
Chcesz z głośników przesiąść się na słuchawki? Znalazłeś swój produkt.
steelseries.com, 699 zł.