Pierwsze zwiastuny były zachęcające, ale nie robiły mimo wszystko szału. Niby wszystko się zgadzało, jednak czegoś brakowało. My, gracze, i tak wiedzieliśmy, że dostaniemy produkcję z najwyższej półki – ale tzw. efektu wow chcieliśmy tu i teraz. No to go dostaliśmy. Miłego oglądania.
Wycieczka krajoznawcza
Sześciominutowy film jest pierwszym z serii i pokazuje świat gry. Który jest ogromny, różnorodny i – co najważniejsze – przebogaty w detale. To robi kolosalne wrażenie. Wszystko na tym Dzikim Zachodzie żyje i jest po coś. Już teraz wiem, patrząc na kolejne scenki, że zamiast wciągać się w fabułę godzinami będę jeździł konno i łaził na piechotę tylko po to, żeby patrzeć, jak spod kopyt mojego konia albo stóp uciekają jaszczurki, gryzonie, ewentualnie nie tak chętnie krokodyle. Będę łaził po mokradłach, pustyni i górach, błąkając się bez sensu i patrząc w gwiazdy.
W zapowiedziach spece z Rockstara zapewniali, że będzie to naprawdę wielki i bogaty, tętniący życiem świat, jakiego gracze jeszcze nie widzieli. Cóż, takich zapowiedzi już w moim dorosłym życiu gracza trochę się nasłuchałem, tym razem jednak czuję, że coś jest na rzeczy i po prostu panom z R* wierzę. Dają mi ku temu powody, sami widzieliście.

Camping w stylu zachodnim
Na filmie widzieliśmy też, że cały gang van der Lindego, do którego będzie należał sterowany przez gracza Arthur Morgan (czy będzie to jedyna grywalna postać, życzeniowo wątpię), będzie się przemieszczał. I rozbijał za każdym obóz. Bohater będzie mógł w nim pograć w karty, pogadać (historyjki kowbojskie przy ognisku zawsze spoko), nawet pogłębić relację oraz zadbać o morale ekipy. Morale, jak? Oczywiście poprzez karmienie całej tej zgłodniałej szarańczy. W tym celu bohater będzie polował na zwierzynę (jak to wygląda!), a następnie pakował łup na konia albo plecy, by wrócić z nim do obozowiska.
Niby normalka, a jednak nie do końca. Bo animacje, które temu towarzyszą, wbijają w fotel. Zapomnijcie o bohaterze, który staje nad upolowanym jeleniem i za jednym klikiem gracza powiększa stan posiadania w inwentarzu. Morgan schyli się, złapie, zarzuci, sprawdzi, czy wszystko OK, może zrobi jeszcze jakąś korektę. Ktoś tu mówił coś o detalach?
Na taki Dziki Zachód czekam
Fani westernów doskonale wiedzą, że Clint Eastwood mimo że zawsze ma taką samą minę, myśli, które ona skrywa, bywają różnie. I tak jest też w „RDR2” – Morgan może zachować się różnie: albo przypadkowy konflikt eskalować, albo próbować go wygasić. Albo kogoś po drodze pozdrowić, albo pogonić. I to od decyzji gracza będzie zależało, jaki tak naprawdę jest główny bohater. Mam nadzieję, że ten element gry zostanie naprawdę dopracowany. Jaram się jak… (dopiszcie sobie).
Jest jeszcze strzelanie – wow. Każda broń ma być obsługiwana trochę inaczej, z realistycznym systemem przeładowań. Nie zabrakło trybu Dead Eye, który wygląda jeszcze bardziej miodnie niż poprzednio. Strzelanie na koniu? No, jest (jaki piruet na zwiastunie!). Co ciekawe, od tego, jak dobrze z koniem będziemy żyć, zależeć będzie jego zachowanie w stresujących sytuacjach. Zgrzebło? Będzie trzeba korzystać.

Hype będzie tylko większy
I trudno się temu dziwić. Gameplay „RDR2” obejrzałem od wczoraj z piętnaście razy i po każdym takim seansie podekscytowany nadchodzącą premierą jestem trochę bardziej. Szykuje się gra wybitna, a walka o tytuł Gry Roku zapowiada się pasjonująco (topór czy rewolwer?). Czekam na kolejne zwiastuny – oby nie za długo. I byle do premiery.
PS. Zaznaczę przy okazji, że oryginalne „Red Dead Redemption” mnie nie porwało. Zabrakło mi w nim wszystkich elementów, które wypisałem powyżej.
PS2. Jak miło, że kolejna gra momentami tak bardzo przypomina „naszego” „Wiedźmina 3”…