Jednego mieszkania, jednego hotelowego pokoju, i to wcale nie dlatego, że historia to raczej świeża (bo sprzed pół roku), nie zapomnę nigdy. To była miłość od pierwszego wejrzenia; gdy otworzyłem przesuwne drzwi, z boku wysunął się podświetlony schodek, a ja przekroczyłem próg. I wszedłem do przestronnego wnętrza, sprytnie łączącego w sobie hol, kuchnię, salon, sypialnię z garderobą, pomieszczenie gospodarcze i łazienkę. No i kabinę, bo przecież ja cały czas mówię o kamperze.
Jaki jest VW Grand California
W VW Grand Californii spędziłem wraz z narzeczoną równo tydzień. Jeździliśmy nim po autostradach, drogach szybkiego ruchu, klasycznych krajówkach, drogach gminnych czy dojazdówkach. Mieszkaliśmy na kempingu, na dziko w lesie, na parkingu pod redakcją i pod mieszkaniem w kamienicy, które za dwadzieścia kilka lat będzie nasze.
Dlatego właśnie z marszu potrafię odpowiedzieć na standardowy zestaw trzech pytań, które padały zawsze, gdy w rozmowie ze znajomymi / rodziną / obcymi na trasie (niepotrzebne skreślić) wspominałem o swojej, nie bójmy się tego słowa, przygodzie w kamperze:
- Jak się mieszka w Grand Californii?
- Jak się jeździ Grand Californią?
- Czy chciałbym Grand Californię kupić?
Odpowiem zgodnie ze sztuką, czyli po kolei, ale pozwolę sobie na spojlery. Mieszka się w Grand Californi wybornie (mimo kilku irytujących detali). Jeździ się Grand Californią równie dobrze. Będę za Grand Californią tęsknił i z ogromną chęcią wybiorę się nią na kolejną wyprawę, ale nie, nie kupiłbym jej.
VW Grand California zbudowana jest na bazie Volkswagena Craftera. Ma 600 cm długości, 183 cm szerokości i imponuje wysokością, która wynosi aż 303 cm. To naprawdę sporych gabarytów samochód, przed którym, gdy się obok niego stanie, czuje się prawdziwy respekt. I odrobinę stresu, gdy pomyśli się, że za chwilę ten oto mobilny dom będzie się prowadzić (wystarczy do tego prawo jazdy kat. B; Grand California 680, czyli ten jeszcze większy model, wymaga już prawa jazdy kat. C). A dom ten bez problemu pomieści 4-osobową rodzinę. Do dyspozycji są dwa obracane fotele, tylna kanapa (w rozmiarze w sam raz dla dwóch bąbelków, ewentualnie dla rodzica z dzieckiem), jedno łóżko o imponujących wymiarach 1950 x 1400 mm z materacem o grubości 80 mm (bardzo wygodne!) z tyłu pojazdu oraz drugie, mniejsze, nad kabiną i salonem.

Na wyposażeniu jest oczywiście część kuchenna z naprawdę sporą (70 litrów) lodówką z zamrażalnikiem, kuchenka gazowa z dwoma palnikami oraz niewielkich rozmiarów zlewozmywak. Są też wysuwane blaty, sprytne szafki, schowki, półki i półeczki, nastrojowe oświetlenie, składany stolik, rolety i moskitiery w oknach, wi-fi, kompaktowa, ale wygodna łazienka z umywalką, toaletą, prysznicem i lustrem (a także szafkami, rzecz jasna), bagażnik na rowery na tylnych drzwiach (uwaga, łatwo walnąć głową); jest więc wszystko.

Piwo pod markizą
Robotę robi markiza po prawej stronie auta, pod którą bardzo przyjemnie spędza się czas przy kempingowym stole. W standardzie znajdują się też dwa składane krzesła turystyczne sprytnie ukryte na tylnych drzwiach. Potrzeba tylko kilkudziesięciu sekund, żeby wygodnie rozsiąść się w cieniu markizy z zimnym piwem, a to oznacza właśnie, że ta kawalerka na kołach (albo hotelowy apartament) ma również mobilny taras.

Całość jest zaskakująco dobrze przemyślana, bardzo wygodna i po prostu przyjemna w użytkowaniu - nawet jeśli jakieś rozwiązanie początkowo wydaje się, powiedzmy, dziwne, z czasem łatwo się do niego przekonać i oddać Californii to, co kalifornijskie. Aha, wewnątrz, obok drzwi do łazienki, znajduje się jeszcze panel - centrum dowodzenia tym wszechświatem. Grand Californię fajnie się odkrywa, poznaje, wykorzystuje kolejne udogodnienia, które znajdują się dokładnie tam, gdzie być powinny, jak na przykład wszędobylskie gniazda USB. Zanim zdążysz pomyśleć, że oto jest miejsce, w którym gniazdko by się przydało, dostrzegasz je - i są to momenty, w których uśmiech na twarzy rośnie.

Bywają jednak momenty, w których ten uśmiech gaśnie. Wszystko wydaje się skrojone na miarę i niezwykle intuicyjne, czasami jednak - z niewiadomego powodu - coś zawodzi. Niby robisz wszystko dokładnie jak w instrukcji, ale pojawia się niezidentyfikowany problem i np. nie działa ogrzewanie. Powtarzasz czynność kila razy i nic. Czytasz w tejże instrukcji, że jest to system niezależny od innych, decydujesz się jednak na klasyczne wyłącz-włącz, i, eureka, działa. Do takich upierdliwych sytuacji (o czwartej nad ranem, gdy temperatura na zewnątrz spada niemal do zera, do głowy przychodzą inne określenia) jeszcze wrócę.
Komentarze