Hoover Rhapsody - odkurzanie bez kabla [Test MH]

Jeżeli nienawidzisz odkurzania, spróbuj odkurzacza bezprzewodowego. Ja nie cierpię. A raczej - nie cierpiałem. Od dzieciństwa, gdy tylko ktoś mi kazał odkurzać, byłem chory. Testując Hoovera Rhapsody chyba wyleczyłem się z fobii odkurzania.

Hoover Rhapsody mat. prasowe Hoover

Nie wiem, jak u Ciebie, ale w moim domu do każdego gniazdka jest coś podłączone. Telewizor, lampka, komputer, dysk twardy, druga lampka, odstraszacz na komary, toster, czajnik, sprzęt audio, zasilacz laptopa oraz oczywiście wszędzie ładowarki. Do telefonu, do tabletu, do głośnika bluetooth… Wszystko dziś potrzebuje prądu. Zatem, kiedy mam posprzątać, muszę wyjąć odkurzacz z garderoby, rozwinąć kabel i zdecydować, co mogę wypiąć, żeby uwolnić jakieś gniazdko i nie zepsuć sprzętu.

Gdy już znajdę i się podłączę, rozpoczyna się wyścig z kablem. Moje mieszkanie nie jest duże, a jednak jakoś tak się często zdarza, że aby dotrzeć do któregoś kąta muszę zmienić gniazdko, bo kabel, chociaż długi, jest jednak za krótki.

Mam nauczyła mnie też, żeby odkurzać sufity, a dokładniej - pajęczyny z sufitów, które - tak się jakoś składa - zazwyczaj robią się tam, gdzie trudno jest się dostać i trzeba wówczas się gimnastykować. W jedną rękę odkurzacz, w drugą rura i szorowanie po suficie.

À PROPOS SUFITU: Zobacz test kolorowych lamp Philips Hue

A gdyby tak bez kabli?

Z Hooverem jest inaczej. Przede wszystkim w zasadzie nie przypomina odkurzacza. Gdybym znów miał 10 lat, zapewne chciałbym go zabierać na podwórko, żeby – wydając dźwięki przypominające albo karabin maszynowy, albo wizg lasera, bawić się w wojnę (światową lub gwiezdną). I chociaż dziś w zasadzie się już nie bawię w strzelanego (nie licząc COD czy CS-a), to i tak nie potrafię się powstrzymać, żeby nie chwycić odkurzacza jak karabinu, lasera, czy miotacza ognia. Faceci dojrzewają jednak dużo dłużej niż kobiety.

Wirująca elektroszczotka

Ale do rzeczy. Główna zaleta Hoovera Rhapsody? To, że nie ma kabla. Jest na baterie, więc możesz z nim sobie chodzić, nie oglądając się, czy starczy Ci kabla i czy przypadkiem nie przewrócisz przewodem kwiatka. Zaskakująco podnosi to komfort pracy.

Druga zaleta to wybór końcówek. W zestawie jest ich kilka i są naprawdę pomysłowe. Mnie najbardziej spodobała się elektroszczotka, która przypomina trochę wynalazek z czasów PRL- mechaniczną miotłę Kasię. Ale przypomina tylko trochę. Kasia miała wprawdzie również wbudowane rotujące szczotki, ale żeby się kręciły, trzeba było się nieźle namachać, po drugie - nie zasysała. Turboszczotka Hoovera zaś ssie i to całkiem przyzwoicie. Wszystkie włosy i kłaczki kurzu znikają jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Przynajmniej z paneli, bo z dywanem już niestety szło różnie. Z gładkiego dywanu z krótkim włosiem i z wykładziny zbiera bardzo dobrze, ale już z takiego z IKEA, z dłuższym włosem - nie bardzo. Siła ssania jest chyba za słaba (nawet w pożerającym baterię trybie Turbo) i mimo wirującej elektroszczotki, która tak jakby „nagania” brud do ssawki, jakaś część zostawała. Mówię część, bo większość kurzu, drobinek piasku i różnego rodzaju okruszków trafiało jednak do przezroczystego zbiornika - widziałem, jak wirują w środku. Ale na dywanie część ocalała. Za siłę ciągu - minus.

ZOBACZ TEŻ: Sprawdzone dyski zewnętrzne USB

Genialne końcówki

Wielkim plusem Hoovera Rhapsody są natomiast końcówki. Jest ich bardzo dużo i chociaż na co dzień prawdopodobnie i tak będziesz używać elektroszczotki, która jest po prostu najbardziej praktyczna, to możliwość dopasowania końcówki do rodzaju powierzchni i jej dostępności jest nie do przecenienia. Mnie najbardziej spodobała się długa na około 50 cm wąska końcówka o przekroju takim jak szczotki w odkurzaczach na stacjach benzynowych. Dotrzesz nią w wąskie szpary i - to spodobało mi się najbardziej - pod łóżko, kanapę i za kaloryfer. Jest nawet końcówka do czyszczenia przestrzeni między żebrami kaloryfera. Raz, dwa razy na rok próbuję wyczyścić tę przestrzeń i jeszcze nigdy nie poszło mi to tak łatwo jak za pomocą tej końcówki i Hoovera Rhapsody.

Świetnym pomysłem jest też łamane ramię przegubowe. Pozwala ono odkurzyć np. górę szafek w kuchni bez dziwnych ekwilibrystyk. Jest też mniejsza końcówka z elektroszczotką (sprawdza się przy odkurzaniu tapicerowanych mebli), i kilka innych - na pewno dla każdej znajdziesz od czasu do czasu zastosowanie.

Skoro już o końcówkach mowa - tu zauważyłem kolejną słabość; rura łącząca jednostkę centralną z elektroszczotką musi przekazać prąd, więc ma metalowe piny. Niestety zarówno włożenie jej (wchodzi „na wcisk”), jak i wyjęcie wymaga sporo siły. Być może była to wada testowanego egzemplarza, ale raczej taka uroda tego rozwiązania (żeby utrzymać szczelność połączenia. Dla faceta to żaden problem, dla drobnej kobiety - powód do irytacji.

Siła ciągu

Tu mogę być nieobiektywny, bo kupując kilka lat temu wybrałem model o bardzo dużej mocy. Czasami muszę mu dosłownie wyrywać dywan z gardła - tak ciągnie. W porównaniu z moim starym potworem Hoover Rhapsody wypada pod tym względem nie najlepiej. Ale czy robi, co do niego należy? Jak najbardziej. Trzeba się tylko nieco przestawić. Starym, przewodowym odkurzaczem szoruję podłogę szybkimi ruchami, jak majtek pokład pirackiego statku. Tutaj ten sposób nie działa - trzeba przesuwać ssawkę wolniej, dając jej nieco więcej czasu na połknięcie brudu. Można się do tego przyzwyczaić.

 

Opróżnianie

Zebrany kurz Hoover Rhapsody gromadzi w przezroczystym zbiorniku, a producent chwali się, że specjalna technologia HSpin Core wypycha drobinki kurzu na dno zbiornika. I rzeczywiście tak się dzieje - wystarczy nad koszem otworzyć klapkę na dnie zbiornika, żeby bez problemu go opróżnić.  Bo oczywiście w tym modelu nie ma worków, co jest dużym plusem - idź kiedyś w supermarkecie pod regał z workami do odkurzaczy, a zobaczysz na pewno kilku facetów z telefonami w rękach, którzy przeszukują półki w poszukiwaniu tych właściwych, których zdjęcia mają w telefonie. Swoją drogą, producenci mogliby w końcu umówić się na jakiś jeden wspólny standard mocowania.

Zbiornik, filtr odsiewający kurz oraz filtr HEPA są wyjmowalne - możesz je łatwo wyczyścić i umyć. To ogromna zaleta - nawet po dłuższym użytkowaniu z odkurzacza nie będzie czuć nieprzyjemnego swądu.

Bateria

Producent deklaruje, że na w pełni naładowanej baterii odkurzacz może pracować do 35 minut. Mnie się nigdy nie udało sprzątać aż tak długo, więc dla mnie ta pojemność jest całkowicie wystarczająca. Jeśli jednak masz duże mieszkanie, weź to pod uwagę, bo korzystając z trybu turbo możesz wyczerpać baterię znacznie szybciej. Na szczęście na rączce jest wskaźnik naładowania baterii, więc koniec pracy Cię nie zaskoczy.

Trochę szkoda, że w tym nie najtańszym przecież i tak bogato wyposażonym w szczotki modelu nie ma w komplecie stacji dokującej. Żeby naładować baterię, trzeba wetknąć zwykły kabelek zasilacza w dziurkę. Niby nic, ale rozwiązanie to wydało mi się trochę niedopasowane do nowoczesnego designu odkurzacza.  Na szczęście baterię można wyjąć i naładować gdzieś w kąciku.

Do samochodu

Kolejną zaletą Hoovera Rhapsody jest to, że świetnie sprawdzi się w roli odkurzacza samochodowego. Jest wystarczająco lekki i mały, żeby swobodnie nim manewrować wewnątrz auta, a dzięki dużemu wyborowi końcówek zdołasz dokładnie odkurzyć wszystkie zakamarki, również te, do których odkurzaczem w myjni nie jesteś w stanie się dostać.

Hoover Rhapsody - podsumowanie

Największe zalety tego modelu to brak kabla, duży wybór końcówek i (o tym nie wspomniałem wcześniej) doskonałe wyważenie. Odkurzanie nim to naprawdę czysta przyjemność. Ściany, sufit, przestrzeń za telewizorem i pod sofą - wszystko to odkurzysz łatwo jak nigdy dotąd. Największe wady, czyli niepowalająca siła ciągu i trochę zbyt mocno spasowana rura są do wybaczenia - stosując odpowiednią technikę można je obejść bez problemu. Jako jedyny odkurzacz w domu sprawdzi się raczej wtedy, gdy mieszkasz sam. Jeśli masz żonę/dziewczynę, prawdopodobnie będzie potrzebny również jakiś tradycyjny model. Ale jako dodatkowy element zestawu do sprzątania z pewnością nie będzie leżał nieużywany. A być może nawet odeśle starszego przewodowego brata na zasłużoną emeryturę.

RÓWNIEŻ BEZ KABLA: Tym razem głośnik bluetooth Fender Newport

Zobacz również:
REKLAMA