Wygląda trochę jak skrzyżowanie tostera z lat sześćdziesiątych z radiem tranzystorowym. W sumie niepozornie. Tym większe zaskoczenie, kiedy się ten głośnik uruchomi. Bo gra tak, że odruchowo zacząłem szukać jak najdłuższych playlist. Ale po kolei.
Parowanie bluetooth
Jestem typowym facetem, więc uważam, że zaglądanie do instrukcji obsługi uwłacza mojej godności. Kiedy biorę jakieś urządzenie bluetooth, chcę wcisnąć przycisk „pair”, wyszukać je na liście w telefonie lub komputerze, kliknąć „połącz” i zacząć zabawę. I z tym Fenderem tak właśnie jest. Połączenie przebiega bezproblemowo, jest intuicyjne, czyli dokładnie takie, jak lubię. Sprawdzałem z telefonu z Androidem, z iOS, z tabletu z iOS, z peceta i z Maca - wszędzie działało bez najmniejszego problemu. O takie właśnie parowanie - jak to mówi się na Wykopie - nic nie robiłem.
Jakość dźwięku
Nie jestem audiofilem. Nie mam w domu wymienionej instalacji i kabli audio za tysiące złotych. Ale to nie znaczy, że jest mi obojętna jakość brzmienia. Wyrosłem już z podkręcania basu do oporu, doceniam środek i czytelność dźwięku. I Fender Newport tak właśnie brzmi. Zapewnia odpowiedni dźwięk w całym zakresie. Zauważyłem, że jest wrażliwy na korektor graficzny. W ustawieniu „rock” i „techno”, w którym suwaki układają się z grubsza w literę V, zdarzało mu się zacharczeć w partiach z mocnym basem. Najlepiej jest wysyłać dźwięk czysty, bez korektora i sterować brzmieniem za pomocą dwóch tradycyjnych pokręteł, o których napiszę nieco więcej później.

Głośniczek, mimo że niewielki (30W), potrafi zagrać zaskakująco głośno i w większości utworów nawet przy gałce głośności przekręconej do oporu nie charczy. Zdarzało mu się warknąć, ale to raczej była kwestia słabej jakości nagrania, albo ustawień equlizera w odtwarzaczu na komputerze (korzystam z VLC).
Fender Newport ma Bluetooth z kodekami aptX i AAC, co teoretycznie zapewnia jakość strumieniowanego dźwięku na poziomie CD - nie wiem, czy to zasługa własnie tej technoloogii, ale do jakości dźwięku nie miałem zastrzeżeń. Zasięg również jest wystarczający - chodziłem z głośnikiem po całym mieszkaniu, wychodziłem na balkon, zamykałem się z nim w łazience - nigdy nie stracił połączenia ze źródłem.
Warto też wspomnieć, że głośnik ma wejście AUX - można więc do niego podłączyć kabelkiem dowolne źródło dźwięku. Sprawdziłem i działa. Gdyby w telefonie popsuł się moduł bluetooth - jak znalazł.
ZOBACZ TEŻ: Testujemy bezprzewodowy odkurzacz Hoover
Design
Każdy, kto kiedykolwiek miał w ręku gitarę, albo przynajmniej słuchał rocka, czuje ciepło w sercu na widok loga Fender. Gitary i piecyki gitarowe Leo Fendera są legendą. Na Stratocasterach grali tacy gitarzyści jak Jimi Hendrix, Eric Clapton, George Harrison i John Lennon czy - nieco bliżej naszych czasów - john Frusciante z Red Hot Chilli Peppers. Na Telecastarze m.in. Joe Strummer z The Clash, Keith Richards z Rolling Stones czy Jimmy Page z Led Zeppelin.

A do gitary oczywiście piecyk, czyli wzmacniacz z głośnikiem. Też z charakterystycznym logo. Ta tradycja zobowiązuje. O ile z frontu Fender Newport może nieco przypominać stary toster czy radyjko, o tyle, gdy się spojrzy na niego od góry, staje się jasne, że inspiracją były jednak klasyczne piecyki gitarowe.
Sterowanie dźwiękiem
Przełącznik on/off i trzy pokrętła - volume, treble i bass, czyli głośność, soprany i basy. I jeszcze dwa małe przyciski - pair i talk, o których za chwilę. Te trzy klasyczne gałki to jednak nie tylko kwestia wyglądu. Byłem zaskoczony, jak wygodne okazało się to rozwiązanie. Gdy coś mi nie odpowiadało w brzmieniu, nie musiałem wyciągać telefonu z kieszeni i szukać equalizera, tylko jednym rucham albo zwiększałem poziom basów, albo zmniejszałem - i to naprawdę jest prostsze niż gmeranie w telefonie.
SPRAWDŹ RÓWNIEŻ: Światło sterowane z telefonu.