Głośnik Fender Newport - recenzja

Przez dwa tygodnie testowania głośnika bluetooth Fender Newport tak się do niego przyzwyczaiłem, że ciężko będzie się z nim rozstać. Bo jest świetny.

Fender Newport Piotr Pflegel/MPP
Fender Newport. Z tyłu oparty popularny ściskacz do trenowania uścisku, żeby mieć skalę porównawczą.

Wygląda trochę jak skrzyżowanie tostera z lat sześćdziesiątych z radiem tranzystorowym. W sumie niepozornie. Tym większe zaskoczenie, kiedy się ten głośnik uruchomi. Bo gra tak, że odruchowo zacząłem szukać jak najdłuższych playlist. Ale po kolei.

Parowanie bluetooth

Jestem typowym facetem, więc uważam, że zaglądanie do instrukcji obsługi uwłacza mojej godności. Kiedy biorę jakieś urządzenie bluetooth, chcę wcisnąć przycisk „pair”, wyszukać je na liście w telefonie lub komputerze, kliknąć „połącz” i zacząć zabawę. I z tym Fenderem tak właśnie jest. Połączenie przebiega bezproblemowo, jest intuicyjne, czyli dokładnie takie, jak lubię. Sprawdzałem z telefonu z Androidem, z iOS, z tabletu z iOS, z peceta i z Maca - wszędzie działało bez najmniejszego problemu. O takie właśnie parowanie - jak to mówi się na Wykopie - nic nie robiłem.

Jakość dźwięku

Nie jestem audiofilem. Nie mam w domu wymienionej instalacji i kabli audio za tysiące złotych. Ale to nie znaczy, że jest mi obojętna jakość brzmienia. Wyrosłem już z podkręcania basu do oporu, doceniam środek i czytelność dźwięku. I Fender Newport tak właśnie brzmi. Zapewnia odpowiedni dźwięk w całym zakresie. Zauważyłem, że jest wrażliwy na korektor graficzny. W ustawieniu „rock” i „techno”, w którym suwaki układają się z grubsza w literę V, zdarzało mu się zacharczeć w partiach z mocnym basem. Najlepiej jest wysyłać dźwięk czysty, bez korektora i sterować brzmieniem za pomocą dwóch tradycyjnych pokręteł, o których napiszę nieco więcej później. 

Fender NewportPiotr Pflegel/MPP

Głośniczek, mimo że niewielki (30W), potrafi zagrać zaskakująco głośno i w większości utworów nawet przy gałce głośności przekręconej do oporu nie charczy. Zdarzało mu się warknąć, ale to raczej była kwestia słabej jakości nagrania, albo ustawień equlizera w odtwarzaczu na komputerze (korzystam z VLC).

Fender Newport ma Bluetooth z kodekami aptX i AAC, co teoretycznie zapewnia jakość strumieniowanego dźwięku na poziomie CD - nie wiem, czy to zasługa własnie tej technoloogii, ale do jakości dźwięku nie miałem zastrzeżeń. Zasięg również jest wystarczający - chodziłem z głośnikiem po całym mieszkaniu, wychodziłem na balkon, zamykałem się z nim w łazience - nigdy nie stracił połączenia ze źródłem.

Warto też wspomnieć, że głośnik ma wejście AUX - można więc do niego podłączyć kabelkiem dowolne źródło dźwięku. Sprawdziłem i działa. Gdyby w telefonie popsuł się moduł bluetooth - jak znalazł. 

ZOBACZ TEŻ: Testujemy bezprzewodowy odkurzacz Hoover

Design

Każdy, kto kiedykolwiek miał w ręku gitarę, albo przynajmniej słuchał rocka, czuje ciepło w sercu na widok loga Fender. Gitary i piecyki gitarowe Leo Fendera są legendą.  Na Stratocasterach grali tacy gitarzyści jak Jimi Hendrix, Eric Clapton, George Harrison i John Lennon czy - nieco bliżej naszych czasów - john Frusciante z Red Hot Chilli Peppers. Na Telecastarze m.in. Joe Strummer z The Clash, Keith Richards z Rolling Stones czy Jimmy Page z Led Zeppelin.

Fender Deluxe Reverbdiego
Fender Deluxe Reverb z 1963 roku. Fot. Diego (licencja CC BY 3.0)

A do gitary oczywiście piecyk, czyli wzmacniacz z głośnikiem. Też z charakterystycznym logo. Ta tradycja zobowiązuje. O ile z frontu Fender Newport może nieco przypominać stary toster czy radyjko, o tyle, gdy się spojrzy na niego od góry, staje się jasne, że inspiracją były jednak klasyczne piecyki gitarowe.

Sterowanie dźwiękiem

Przełącznik on/off i trzy pokrętła - volume, treble i bass, czyli głośność, soprany i basy. I jeszcze dwa małe przyciski - pair i talk, o których za chwilę. Te trzy klasyczne gałki to jednak nie tylko kwestia wyglądu. Byłem zaskoczony, jak wygodne okazało się to rozwiązanie. Gdy coś mi nie odpowiadało w brzmieniu, nie musiałem wyciągać telefonu z kieszeni i szukać equalizera, tylko jednym rucham albo zwiększałem poziom basów, albo zmniejszałem - i to naprawdę jest prostsze niż gmeranie w telefonie. 

SPRAWDŹ RÓWNIEŻ: Światło sterowane z telefonu.

Zestaw głośnomówiący

Głośnik może także posłużyć jako zestaw głośnomówiący. I w tej funkcji również się sprawdza. PO sparowaniu z telefonem można odebrac połączenie i zakończyć rozmowę  przyciskiem (talk), bez wyciągania telefonu z kieszeni. Dźwięk jest czysty choć niezbyt głośny. Ja byłem słyszalny bardzo dobrze, wbudowany mikrofon działa świetnie, natomiast ja rozmówcę słyszałem wyraźnie, ale cicho - musiałem odkręcać głośność na 10, czyli na maksa, żeby rozmowa była komfortowa.

Po tej solidnej dawce zachwytów, trzeba też wspomnieć o wadach, bo te też się znajdą.

Stereo

Fender ma wbudowane dwa woofery i jeden twitter, jednak efekt stereo jest praktycznie niesłyszalny, przynajmniej dla mnie. Do „szerokiej” muzyki elektronicznej moim zdaniem się nie bardzo nadaje. Również podczas słuchania klasycznie rockowego Whole Lotta Love Led Zeppelin, w którym efekt stereo był aż nadużywany, nie słychać go w ogóle. Jednak do kontemplowania dźwięku przechodzącego z prawej do lewej i z powrotem mam zestaw stereo na półce i słuchawki

Ładowanie

To, że naładować go można jedynie dedykowanym zasilaczem, a nie można skorzystać z uniwersalnej ładowarki USB, których każdy ma w domu pełno, jest moim zdaniem poważną wadą. Głośnik teoretycznie można też wykorzystać jako power bank - z tyłu jest gniazdo USB do ładowania telefonów, jednak ma ono na wyjściu jedynie 1A, co sprawia, że ładowanie odbywa się niezwykle wolno. Od kompletnego zera do „wybudzenia” iPhone 6s minęło 5 minut (w tym czasie naładował baterię do 3%, a do osiągnięcia 10% minęło 16 minut.

Brak uchwytu

Głośnik jest przenośny, ale dosyć ciężki i obły w kształcie - przydałaby się jakaś rączka, albo przynajmniej uszka, do których można by przyczepić pasek czy linkę do przenoszenia.

Fender NewportPiotr Pflegel/MPP

Dźwięk powitalny

Po włączeniu Fender Newport wydaje z siebie piekny riff gitarowy. To bardzo ładny riff, pokazujący piękne brzmienie urządzenia, niestety jest na tyle głosny, że gdy włączyłem głośnik kiedyś późno w nocy, gdy moja dziewczyna już spała, dostałem burę, bo ją obudził. Nie znalazłem sposobu na ściszenie.

Brak sterowania

Testując inne głośniki bluetooth przyzwyczaiłem sie do mozliwości wstrzymania odtwarzania czy przeskoczenia utworu z playlisty przyciskami na głosniku. Tutaj tego nie ma, więc kilka razy się musiałem wstawać, żeby zmienić piosenkę w komputerze, ale zawsze można to potraktować jako doskonała okazję do rozprostowania kości, w końcu jestem redaktorem Men’s Health i wielokrotnie namawiałem czytelników, żeby przynajmniej raz na godzinę wstali z krzesła, więc jesli sie uprzeć, można tę cechę potraktować jako zaletę.

 

I to już wszystkie wady. W porównaniu z zaletami są moim zdaniem niewielkie. W sieci znalazłem też uwagi krytyczne co do długości grania na jednym ładowaniu. Dla mnie nie było to problemem, bo bardzo rzadko mam aż tyle czasu, żeby słuchać muzyki dłużej niż kilka godzin. Raz podczas testów słuchałem nieprzerwanie przez 8 godzin, mniej więcej na 50% głośności i głośnik dalej działał. Mnie to w zupełności wystarczy. Jakość dźwięku, jego dynamika i fantastyczny wygląd całkowicie rekompensują te drobne niedoskonałości.

Czy warto?

Jeśli kochasz gitarowego rocka, lubisz otaczać się pięknymi przedmiotami i potrzebujesz głośnika bezprzewodowego, to na pewno powinieneś sprawdzić jego brzmienie. Jest wykonany bardzo solidnie, z dobrej jakości materiałów i idealnie spasowany, więc posłuży Ci z pewnością długo. W niektórych sklepach można go dziś kupić za mniej niż 800 zł i to będą, moim zdaniem, dobrze wydane pieniądze.

Zobacz również:
REKLAMA