Nie musisz, tak jak ja, znać oryginalnej "Destiny", żeby szybko połapać się, o co w tym wykreowanym przez studio Bungie świecie chodzi (choć teksty fanów w sieci czy filmiki na YT mogą okazać się pomocne – tak na wszelki wypadek). Zarys fabularny brzmi zupełnie znajomo. Ostatnie Miasto na Ziemi, Twój dom, którego jesteś tzw. Strażnikiem, zostaje napadnięty.
Inwazji dokonuje Czerwony Legion, zbrojne ramię tzw. Kombinatu. Jego dowódca, Ghaul, to wyjątkowo niesympatyczny typ: wielki, o szarej karnacji, z jakimś paskudztwem na twarzy, ubrany jak rzymski dowódca z filmu historycznego i podobnie jak on odmieniający słowo "podbój" przez wszystkie przypadki tym swoim nieprzyjemnym, głębokim i metalicznym głosem.
Gość ma siły i środki, żeby nieźle dać Ci się we znaki: inwazja dokonana, a Ty – osłabiony o moc nazywaną światłem, którą daje Ci Wybranie – wypadasz dosłownie z planszy. Żeby wrócić, rzecz jasna, silniejszym: odbudować stuktury, odzyskać moc, zebrać sojuszników i ruszyć do kontrataku. Klaaaasycznie. Ale i interesująco.
Bo "Destiny 2" to miks pierwszoosobowej strzelanki i RPG-a. Zanim więc poznasz choćby zalążek historii, musisz stworzyć swoją postać – do wyboru masz trzy klasy i sporo możliwości personalizacji. Od początkowego wyboru sporo zależy, warto więc poświęcić chwilę, żeby kierować się czymś więcej niż np. sympatią do czarowników (mój błąd).
Komentarze