Call of Duty: WWII [Recenzja]

Słuchaliśmy tej historii, czytaliśmy ją, widzieliśmy na ekranie, a nawet – kierując losami wirtualnych bohaterów – odgrywaliśmy ją nie raz, a setki, jeśli nie tysiące razy. Tylko co z tego, skoro zawsze wywołuje ona aż tyle emocji?

Call of Duty
Producenci / Wydawcy

Call of Duty: WWII - recenzja

Typowo amerykańska powieść

Warto było czekać, ba!, może nawet poprzednie odsłony "Call of Duty", tak bardzo odjechane, a nawet absurdalne, były nam, graczom, potrzebne, żebyśmy potrafili właściwie docenić ten spektakularny powrót do korzeni? Czyli do wyrazistej historii o drugiej wojnie światowej, w której końcowy sukces wcale nie jest pewny. A nawet nie jest pewne, co takim sukcesem ostatecznie mogłoby być. Tym razem obserwujemy tylko wycinek historii.

Zaczynamy w Normandii jako "Red" Daniels z 1 Dywizji Piechoty. I – z małymi wyjątkami – będziemy śledzić wydarzenia jego oczyma aż do finału, czyli potyczki na moście w Remagen (po drodze jest jeszcze choćby wyzwolenie Paryża czy bitwa o Akwizgran). Nie miejcie wątpliwości – zwroty akcji okażą się do bólu przewidywalne, cała historia maksymalnie patetyczna, postacie okropnie jednoznaczne, bez najmniejszego – choć scenarzyści próbują go symulować – konfliktu wewnętrznego. I wiecie co? To nieważne, bo i tak będzie Wam się podobać. A może inaczej: to ważne i właśnie dlatego tak bardzo będzie Wam się to podobać.

Bo ostatecznie to naprawdę fajnie poprowadzona – i nie tak krótka, jak mogłoby się wydawać – drugowojenna historia, w której przyjaźń, braterstwo, odwaga i poczucie słusznej walki ze złem grają pierwsze skrzypce. Nie ma tu misji pobocznych, nie ma zarządzania ekwipunkiem, nie ma nic, co odciągnąć mogłoby choć na chwilę uwagę od istoty sprawy. Tym samym "Call of Duty: WWII" jest grą w starym stylu, ubraną w nowe, bardzo ładne szaty (na Xboksie One X nowy "COD" wygląda obłędnie, nawet jeśli można czasami pomyśleć, że oto czas na nowy silnik graficzny).

Call of Duty
Producenci / Wydawcy

Można nawet powiedzieć, że to nie reboot serii, tylko odważny remaster z małą liczbą znajdziek i oldskulową apteczką. Co nie oznacza, że nie brakuje tu nowości. Jest ich kilka; pierwszą – najmniej udaną – są heroiczne czyny, czyli momenty, w których należy zapomnieć na chwilę o czającym się wszędzie wrogu, aby odciągnąć z pola walki rannego kompana. Sam zamysł bomba – gorzej z wykonaniem, które po chwili robi się nudne, wyprane z emocji, bo za każdym razem wygląda dokładnie tak samo.

Dużo ciekawsze wydają się opcje współpracy z kompanami – możemy np. dostać raz na jakiś czas apteczkę czy amunicję, poprosić o nalot albo oznaczenie tych, których trzeba trafić. Takie "moce" całkiem nieźle same się tłumaczą, w żaden sposób nie psując "realizmu" opowieści. Nowy "COD" to też świetny multiplayer oraz tryb zombie, który po momentami trudniejszych fragmentach historii potrafi dostarczyć czystej frajdy z grania. Jest lepiej, niż wszyscy sądziliśmy, że będzie, a to dla kolejnej już odsłony "Call of Duty" może być najlepsza recenzja.

Nasza ocena: 9/10

Zobacz również:
REKLAMA