Wszystko jest w porządku, kiedy masz na sobie marynarkę i koszulę. Barki OK, klatka może nie imponujących rozmiarów, ale jeszcze nie zapadnięta. Sytuacja komplikuje się, gdy zrzucasz z siebie ubrania. Na brzuchu widzisz fałdkę tłuszczu – i możesz być pewien, że tam, w środku, on też jest. Otacza narządy wewnętrzne, zwiększając ryzyko cukrzycy typu 2 i miażdżycy, ale nie tylko. Nie sprzyja również budowaniu mięśni.
Możesz uważać się za osobę szczupłą, i to w niezłej formie, albo nawet myśleć o sobie jak o stałym bywalcu siłowni (trenujesz 3 razy w tygodniu), ale to jeszcze nie oznacza, że taka samoocena ma pokrycie w rzeczywistości. Dlatego bujnij się do najbliższego klubu fitness i poproś instruktora o zmierzenie składu ciała.
Nawet tańsze wagi, które mają taką funkcję, są całkiem dokładne i nieźle radzą sobie ze wskazaniem poziomu tłuszczu wisceralnego. Mniej przejmuj się ogólną ilością tkanki tłuszczowej w organizmie, za to gdy mowa o tym draniu wewnątrz – interesować ma Cię tylko najniższa wartość. Tutaj nie ma półśrodków.
Nie ma jednak co panikować – wystarczą zmiany w kuchni (zwłaszcza w kuchni!) i intensywne treningi oporowe, by szybko obniżyć poziom tłuszczu trzewnego. Zapomnij o słodkościach, produktach wysoko przetworzonych i alkoholu. Postaw na prostotę i właściwe proporcje składników odżywczych (czytasz MH regularnie, prawda?).
A gdy wejdziesz znów do klubu fitness, nie wskakuj na bieżnię – długotrwałe kardio zwiększy poziom stresu, a tego powinieneś raczej unikać. Zacznij od treningu, który znajdziesz obok.