Od samego patrzenia na ulotki reklamujące nowoczesne fitness kluby może zakręcić się w głowie. Natłok obcojęzycznych słów (przegapiliśmy chyba moment, w którym rodzimy przysiad stał się passé i rządzić zaczął angielski squat) potrafi przytłoczyć.
Nowość goni nowość, rewolucyjne metody treningowe zastępują poprzednie z tygodnia na tydzień. Tymczasem gdzieś na przeciwległym biegunie, w osiedlowych siłowniach, wciąż znajduje się świat, w którym mężczyźni trenują w taki sam sposób, jak jeszcze kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt lat temu.
Postanowiliśmy się temu światowi przyjrzeć, czego efektem jest trening, który znajdziesz obok. Składa się on z tak klasycznych ćwiczeń, jak rwanie sztangi czy swing kettlebellem. To ruchy, które zmuszają do pracy wiele grup mięśni, powodując szybszy wzrost funkcjonalnej siły, dzięki której będziesz sobie radził nie tylko w siłowni, lecz również wtedy, gdy na bagażnik przyjdzie Ci wrzucić pralkę.
Modyfikacją rodem z XXI wieku jest tu połączenie dwóch ćwiczeń w superserię i rezygnacja z konkretnej liczby powtórzeń w superserii na rzecz jak największej ich ilości w jednostce czasu w kolejnym. Taki miks tradycji z nowoczesnością powodować będzie, że do formy dojdziesz lub wrócisz jeszcze szybciej. Bo po co kombinować, gdy ma się w zanadrzu coś, co działa na 105%.