Jesteśmy w jednym z jak zwykle zatłoczonych południowokalifornijskich klubów fitness. Robert Dos Remedios zakłada ręce na piersi, marszczy brwi i podbródkiem pokrytym kilkudniowym zarostem kolejno wskazuje mi różnych mężczyzn.
"Spójrz na tego faceta na maszynie do prostowania nóg - mówi. - W prawdziwym świecie nigdy w ten sposób nie izolujesz mięśni..."
"Widzisz tego dzieciaka przed lustrem, unoszącego przedramiona ze sztangielkami? Chce zwiększyć masę, a powinien trenować, by poprawić siłę. W czasie o połowę krótszym osiągnąłby dwa razy większy efekt..."
"A co myślisz o tych ludziach na bieżniach, którzy oglądają telewizję? Uważasz, że naprawdę wylewają z siebie siódme poty?"
Myślę sobie, że w tej sali więcej wilgoci jest w butelkach drogich wód mineralnych, niż potu na skórze ich właścicieli. "Nie chcę narzekać, ale większość ludzi nie zna fundamentalnych podstaw ćwiczeń i nie rozumie, co to znaczy ciężko trenować" - mówi Dos Remedios.
Żeby dowiedzieć się, co znaczy trenować bardzo, ale to bardzo ciężko, opuszczamy ten ekskluzywny klub i jedziemy do miejscowości Santa Clarita, do siłowni w College of the Canyons. Już po chwili widzimy, jak zawodnicy uczelnianej drużyny futbolu amerykańskiego jedną ręką podrywają z podłogi gigantyczne hantle i podnoszą je nad głowy, a potem wchodzą jeszcze na prowizoryczne podwyższenia. Później robią podobne do tortur odmiany pompek i mostków, wszystkie pomyślane w ten sposób, aby rozwijać siłę i eksplozywność.
"Dawać, chłopaki! - drze się jeden z zawodników. Na jego twarzy widać minę przypominającą przedśmiertny grymas, a na przedzie jego koszulki widnieje wielka plama potu. - Tylko tak staniecie się najlepsi!".
Coach Dos, bo tak nazywają go ci sportowcy, pracuje z nimi nad szybkością, siłą, wytrzymałością i kondycją. Kroczy przez pełną cierpień siłownię z ramionami skrzyżowanymi na piersi jak kapitan nadzorujący swoich galerników. "Szybciej, szybciej! - ryczy. - Ćwicząc w tym tempie po prostu mnie obrażacie! Niech wreszcie coś z tego będzie!"
Kiedy pół godziny później kończą trening, wszyscy leżą na podłodze wyczerpani do granic ludzkich możliwości.
"Trenując w ten sposób, nie tylko wygląda się na silnego, ale naprawdę jest się silnym. I szybko zauważasz, jak błyskawicznie rosną Twoje możliwości. Zastosuj się do moich zaleceń, a staniesz się silniejszy, większy, a tłuszcz zamienisz na mięśnie"- przekonuje Dos Remedios.
To nie tylko czcze przechwałki. Ta trenująca w zapuszczonej siłowni drużyna futbolowa z północnego Los Angeles, od 2001 roku ma bilans meczów 67-7. To jest właśnie powód, dla którego National Strenght and Conditioning Association oraz trenerzy z całego kraju na Uniwersyteckiego Trenera 2006 Roku wybrali właśnie Roberta Dos Remedios, a nie jakiegoś sławnego, znanego z telewizji guru treningu siłowego (więcej informacji o trenerze na końcu tekstu).