Żebyś miał teraz w rękawie solidne argumenty, gdy kumple zrobią zdziwione miny. I żebyś mógł w końcu sam przed sobą przyznać, że w zasadzie to zawsze marzyłeś o tym, żeby trochę poskakać. Tak, czuję się trochę pionierem, ale nie na tyle, żeby nie zaprosić Cię do zabawy.
Trochę tremy
Zaczyna się strasznie – przed salą, do której za chwilę wpuści nas instruktorka, jestem jedynym facetem. Dookoła skupione dziewczyny, którym udało się zapisać na zajęcia, bo – jak dowiaduję się w recepcji – trampoliny są po prostu oblegane.
Na szczęście udało mi się załapać: w końcu we wrocławskich Arkadach zjawiłem się w godzinach pracy (taką mam robotę, cóż). Czuję się nieswojo, bo to ja powinienem być tą osobą, która lustruje pozostałe (genetyka, sorry), a jest zupełnie odwrotnie.
Moja pewność siebie gdzieś znika, choć przygotowałem się merytorycznie i na przykład wiem, że NASA uważa trampoliny za jeden z lepszych treningów, jaki w ogóle wymyślono, w dodatku aż 68% bardziej skuteczny niż bieganie, gdy mowa o spalaniu kalorii.
Z nikim jednak się tą wiedzą nie dzielę, bo oto wchodzimy do środka, łapię swoją trampolinę, dokręcam do niej uchwyt i zajmuję pozycję. Brodę odruchowo zbliżam do klatki – na wypadek nadchodzącego ciosu.
Komentarze