„Ostatni łatwy dzień był wczoraj” – mówi Rob Roy. I trudno mu nie wierzyć. Ma 182 centymetry wzrostu, grubo ponad 100 kilogramów wagi i 20 lat w Navy SEALs na karku. „Za chwilę dostaniecie torby. Sprawdźcie, czy są w nich koszulki, spodenki i bidon. Szczególnie ten ostatni jest ważny, bo będziecie naprawdę spragnieni – kontynuuje.
– Potem lider każdej drużyny ma się do mnie zgłosić i możecie iść na obiad. Tylko nie jedzcie zbyt dużo, bo szybko wszystko zwrócicie”. W tym momencie po raz pierwszy w głowie świta mi myśl, że trening w stylu Komanda Fok to nie był najlepszy pomysł…
Cisza przed burzą
Rob wstąpił do marynarki wojennej Stanów Zjednoczonych jako kilkunastoletni chłopak. Służył w niej przez 6 lat, aż jeden ze starszych znajomych powiedział mu, że powinien spróbować swoich sił w Fokach. Aby rozpocząć proces rekrutacji, trzeba było wykonać 100 przysiadów, 100 pompek, trochę przebiec i przepłynąć.
Nie stanowiło to dla niego większego problemu. „Gdy się zakwalifi kowałem, spytałem kumpla, co mam teraz robić, bo do rozpoczęcia kursu zostało jeszcze kilka miesięcy. Powiedział, żebym się bawił i pił – przyznaje Roy. – Posłuchałem go i to była najgorsza decyzja w moim życiu”. Gdy przyszedł czas na właściwą selekcję, Rob nie radził sobie z biegami i często wlókł się na końcu grupy, czym niepotrzebnie zwracał na siebie uwagę instruktorów.
„Ale dałem radę, bo do SEALs przyjmowani są wszechstronni goście z charakterem – mówi. – A odpadają świetni biegacze, którzy nie potrafi ą wytrzymać w zimnej wodzie, albo niesamowici pływacy, nieumiejący podciągnąć się odpowiednią liczbę razy”. Staram się dowiedzieć, co jeszcze charakteryzuje żołnierza sił specjalnych, ale Rob tylko wbija we mnie wzrok i pyta: „Ile pompek jesteś w stanie zrobić?”.
Ostatnio, gdy sprawdzałem, udało mi się wykonać 50 w 43 sekundy, dlatego skromnie mówię, że 45. „No, takich gości nie potrzebujemy – odpowiada Roy, a ja zaczynam się głośno śmiać. – Szukam ludzi, którzy powiedzą: »Przynajmniej sto«. Nawet nie chodzi o to, czy naprawdę są w stanie tyle zrobić.
Tylko że chcą spróbować. 45 to Twoja liczba? Spoko. Potrenujesz z nami, będziesz robił 55 z poczuciem, że coś osiągnąłeś, ale to granica. Sam stworzyłeś w swoim umyśle barierę”. Od razu chcę się dowiedzieć, jak ją pokonać. „Pokażę wam podczas ćwiczeń…” – słyszę w odpowiedzi.