Jedna dziurka w pasku dalej, czerwona obwódka na szyi od kołnierzyka koszuli, za ciasna marynarka. Zauważasz te oznaki, ale uspokajasz się, że to sytuacja przejściowa: "To ten wczorajszy obiadek u mamuśki" albo "Tyle roboty, że człowiek ma czas tylko na fastfoody" itd., itp. I będziesz miał rację - to jest sytuacja przejściowa. Tylko nie wiadomo, w którą stronę zrobisz kolejny krok.
Nie możesz wykluczyć, że coraz trudniej będzie Ci zobaczyć własny rozporek, ale być może cały czas będziesz ważył tyle, ile podczas matury. Takie problemy ma większość facetów koło trzydziestki. W tym właśnie wieku spowalniają się procesy energetyczne w organizmie i spada liczba kalorii, potrzebna, by funkcjonować. Spowalnia się Twój metabolizm. Gdyby traktować organizm jako elektrownię, nie byłby to wcale zły objaw - mniejsze wymagania własne oznaczają większe zapasy paliwa na czarną godzinę. Jednak w przypadku wewnętrznej fabryki energii te zapasy to kilogramy, których wcale nie chcesz.
Wyjścia są dwa. Pierwsze jest najprostsze - zastosuj dietę NJT (Nie Jedz Tyle), znaną również pod bardziej zdecydowaną nazwą MŻ (Mniej Żreć), i ogranicz dziennie porcje dostarczanego paliwa. Dlaczego jednak pozbawiać masz się przyjemności stołu? Tym bardziej że często takie ograniczenia oznaczają źródła energii słabej jakości i coś w Twojej fabryce zaczyna szwankować: ciągłe zmęczenie, choróbska czy choćby słabe włosy.
Dlatego pozostaje wyjście nr 2 - musisz sprawić, by Twój metabolizm wzrósł do poziomu z czasów, kiedy niezależnie od góry pochłanianych kanapek i ogromnych obiadków zapinałeś pasek na tę samą dziurkę. A właściwie dlaczego Twój organizm zmniejszył obroty? Żeby wszystko było jasne - nie mówimy teraz o Twojej aktywności fizycznej. Nie chodzi o kalorie, które spalasz, grając w nogę, jeżdżąc na rowerze czy na nartach, chociaż to zawsze dobrze wpływa na sylwetkę. Chodzi nam o Twój metabolizm spoczynkowy, czyli te kalorie, których potrzebujesz, by utrzymać Twoją temperaturę ciała na poziomie 36,6 stopni - nawet gdybyś przeleżał cały dzień bez ruchu.
To właśnie ta ilość niezbędnej energii zmniejsza się z wiekiem i nie ma to nic wspólnego z faktem, że często po trzydziestce słyszysz, jaki to z Ciebie zimny drań. Jak wykazały badania Cooper Institute for Aerobics Research, kiedy mamy trzy krzyżyki na karku, nasz metabolizm spowalnia się średnio o 0,8% w ciągu roku. Z czego to wynika? Z coraz mniejszych mięśni, a to głównie one potrzebują paliwa.
Co prawda, raz wypracowane włókna mięśniowe pozostają na całe życie, ale nieużywane kurczą się, przez co zmniejsza się Twoja masa mięśniowa (podobnie zresztą jest z komórkami tłuszczowymi - przy odchudzaniu nie znikają, a jedynie się obkurczają).
Rozwiązanie jest więc proste - postaraj się, by Twoje mięśnie nie traciły na masie, dzięki czemu nie będziesz zyskiwał na wadze. I nieważne, ile masz lat. Zawsze możesz spalać odłożone na boku zapasy w przyspieszonym tempie. Najważniejsze, abyś kierował się pięcioma zasadami skutecznego powrotu do wagi lekkiej, które przeczytasz na następnej stronie.
Bieganie czy rower spalają Twoją tkankę tłuszczową, ale tylko w czasie treningu. Trening na siłowni napędza metabolizm na dłużej.
Zasada nr 1: Do boju z ciężkim uzbrojeniem
Ćwiczenia aerobowe (bieganie, rower, steper itd.) mają mnóstwo plusów: przedłużają Ci życie, wzmacniają serce, mniej chorujesz, masz lepszą kondycję. Jednak sposób, w jaki wykonuje je większość z nas - czyli dłuższy, monotonny wysiłek w określonym tempie - pozwala spalić więcej kalorii, ale tylko w czasie treningu. Nie przyspieszysz takim treningiem swojego metabolizmu na 24 godziny. Efekt trwa tylko jeszcze z godzinę, dwie po wysiłku, czyli jest dość krótkotrwały.
Oczywiście, ćwiczenia aerobowe na pewno pozwolą Ci zbić wagę, często nawet więcej niż uda Ci się zrobić w porównywalnym okresie w siłowni. Ale jak pokazują badania, spora część straconych kilogramów to będą mięśnie. A to jeszcze bardziej spowolni Twój metabolizm, przez co będzie Ci dużo trudniej utrzymać wagę.