Nie jestem fanem biegania. Tak, wiem – osobliwe rozpoczęcie tekstu, który w całości poświęcony jest właśnie bieganiu. Dodatkowo narażę się zaprzyjaźnionej redakcji Runner’s World Polska, dla której bieganie to Ludwik XIV codziennej aktywności. Mam nadzieję, że nie przestaną mi mówić „cześć”. Tylko co ja poradzę, że nuży mnie pokonywanie kolejnych kilometrów w jednostajnym tempie? Moim żywiołem jest podrzucanie sztangi i machanie kettlami. To w gymie czuję się jak ryba w wodzie.
I jestem pewien, że na dziesięciu bywalców siłowni zapytanych o to, czy lubią biegać, ośmiu tylko się ironicznie uśmiechnie, a dwóch z grzeczności wskaże na ergometr jako centralny ośrodek kardio w ich treningowym życiu. Owszem, mogę biegać za piłką, ale to się chyba nie liczy, prawda?
Ale po co ten przydługi wstęp? Chciałbym, żebyście zrozumieli, że redaktor naczelny wysyłający mnie na 10-km bieg, nie zrobił tym samym przysługi jego organizatorom. Byłem gotów doczepić się do każdego niedociągnięcia, uchybienia i rzucić się na nie niczym na potreningowego szejka. Czy mi się to udało? Zacznijmy od początku, czyli od przedstawienia naszego głównego bohatera, biegu Reebok POWERUN by Runmageddon.

Popularny w Polsce i słynący z mocnego inwestowania w świat CrossFitu producent obuwia, sprzętu i odzieży treningowej zainicjował współpracę ze znaną i lubianą formułą biegową – Runmageddon. Zmyślna nazwa, prawda? I prawdziwa, bo dosyć dobrze oddaje to, co dzieje się na trasach biegowych.
Ideą nie jest bowiem samo pokonanie dystansu w jak najkrótszym czasie i zostawienie konkurencji w pokonanym polu. Oj, nie. Tutaj trzeba jeszcze przedostać się przez serię przemyślnych przeszkód. Przeskakiwanie nad buchającym ogniem, przeprawa przez bagna, wspinaczka po ścianie czy przewracanie opony to tylko niektóre z trudności, na jakie możecie trafić. Dodatkowo każdy znajdzie tu coś dla siebie: od biegów na 3 km z 15 przeszkodami do maratonu z, uwaga, 140(!) pułapkami na trasie. A teraz najważniejsze – na trasie można sobie pomagać.
Dodatnie tej jednej prostej zasady sprawiło, że zwykły bieg zmienił się w towarzyską imprezę sportową, podczas której ramię w ramię można pokonywać kolejne trudności. Nie wiem, kto na to wpadł, ale chylę przed nim czoła, bo ten prosty zabieg sprawił, że Runmageddony sprawdzą się doskonale nawet jako arena randki (zmycie makijażu zapewnione). Nic więc dziwnego, że liczba uczestników rośnie z roku na rok w ekspresowym tempie.
Wracając jednak do naszego głównego dania: Reebok POWERUN by Runmageddon, na który mnie wysłano to właśnie taki bieg z przeszkodami. Na biegaczy czekały jednak dwie dwie nowości. Po pierwsze zawieszono zasadę wzajemnej pomocy. Po drugie wprowadzono możliwość ominięcia przeszkód i przebiegnięcia całego dystansu bez konieczności wspinania się czy czołgania. Dla tych, którzy jednak się na to zdecydowali, przewidziano nagrodę w postaci odliczenia minuty za każdą skutecznie pokonana przeszkodę. Rozwiązanie całkiem rozsądne, przyznacie?

A szczegóły? 10 km i 10 przeszkód, a wszystko w samym centrum Warszawy. Pamiętacie, jak pisałem, że będę się czepiał? No to do trasy doczepić się nie dało – ścieżkę biegową rozlokowano wzdłuż wybrzeża Wisły, a jej część prowadziła tuż pod Zamkiem Królewskim. W zasadzie do niczego się nie dało. Miasteczko sportowe w pełni zasługiwało na to miano, a organizacja stała na znakomitym poziomie. Szybka rejestracja, wypełnienie formalności, odbiór pakietu startowego, zdanie rzeczy osobistych i mogłem oczekiwać na rozpoczęcie biegu. I tu kolejne miłe zaskoczenie – rozgrzewką kolejnych grup startowych zajmowali się specjalnie desygnowani do tego trenerzy i ambasadorzy marki Reebok, którzy towarzyszyli biegaczom również na trasie. Wyszło to całkiem nieźle i zamiast nerwowo zerkać na zegarek, rozgrzewałem się w rytmie muzycznych przebojów.
Pozwolę sobie pominąć opis mojego biegu, tak jak pozwoliłem sobie ominąć dwie z trzech ostatnich przeszkód, ale jedno na pewno należy odnotować – wzdłuż całej trasy usytuowani byli wspierający wszystkich biegaczy wolontariusze i kibice. Dlaczego to ważne? Słowa otuchy na ósmym kilometrze naprawdę mogą dodać skrzydeł. Na równie gorące wsparcie można liczyć podczas pokonywania przeszkód. Organizatorzy pomyśleli nawet o tym. Nieźle. Dlatego pomimo sporej początkowej niechęci biję się w pierś i serdecznie zachęcam do wzięcia udziału we wszelkich inicjatywach biegowych, które wyjdą z kuźni Reeboka i Runmageddonu. Po prostu warto, bo to świetna zabawa.