Popraw mnie, jeśli się mylę, ale na pewno zdarzyło Ci się (zwłaszcza na początku kariery sportowej) przegiąć z treningiem. No wiesz, przesadzić z objętością, intensywnością i wszystkimi trudnymi „ściami”, które wtedy zbywałeś machnięciem ręką. Bo trening – całkiem jak pizza, brokuły czy witamina C – jest dobry tylko w określonej dawce. Jakiej?
Nie mam bladego pojęcia. Pytanie skierowałem więc do najbardziej odpowiedniego człowieka – dr. Pawła Posłusznego z wrocławskiej Akademii Wychowania Fizycznego. „Optymalny wysiłek dla każdego będzie inny. Trening jest bodźcem, który organizm musi zrozumieć jako sygnał do nadbudowy mięśni i zwiększenia rezerw glikogenu – wyjaśnił ekspert.
– Każdy program treningowy powinien spełniać pewne zasady. Najważniejsze to systematyczność, cykliczność i progres”. To, co teraz stało się oczywiste, kiedyś i dla mnie nie miało większego znaczenia. Trenując, trzymałem się wyłącznie jednej zasady: zawsze na maksa. Czułem moc – wyciskałem, aż robiło mi się ciemno przed oczami. Na szczęście ogarnąłem się relatywnie szybko i nie zdążyłem zrobić sobie większej krzywdy.
Moją treningową ogładę postanowiłem jednak schować do szafki jeszcze na jeden trening, ponieważ tym razem w MH Lab chcę sprawdzić, co tak naprawdę potrafi moje ciało. W skrócie: mam zamiar zrobić taki trening, po którym nie będę w stanie dotrzeć do domu o własnych siłach.
Do odciny
Nad wyborem narzędzia tortur nie zastanawiałem się zbyt długo. Padło na CrossFit, czyli wybuchową mieszankę ciężarów, gimnastyki i dużej intensywności. Od razu zaznaczę, że trenuję w ten sposób dwa razy w tygodniu, więc kompletnym ogórkiem nie jestem. Stwierdziłem, że skoro moim partnerem treningowym ma być chaos – niechaj tak będzie. Wskakując w buty sportowe, wiedziałem na pewno, że wykonam dwa popularne WOD-y: Cindy i Fran.
Reszta miała być niespodzianką dla mięśni. (W końcu tyle się mówi o szokowaniu ich nowymi bodźcami). Zacząłem od prawilnej rozgrzewki i kilku minut na ergometrze wioślarskim. Przyszedł czas na właściwy wycisk. Zacząłem od pięciu serii martwego ciągu. Weszło bez większych oporów. Tyle samo serii zrobiłem, pchając sanie z ciężarem. Złapałem się na tym, że odpoczywam wedle potrzeb, więc postanowiłem podkręcić tempo.
Fitness inaczej: Trening seksu - bądź w łóżku lepszy niż inni
Wpadły dziewczyny – Cindy i Fran – i zaczęła się impreza. Cindy to nasza redakcyjna ulubienica, więc pisaliśmy o niej wielokrotnie (także na mens- -health.pl). Fran to krótki trening oparty na thrusterach i podciąganiu w systemie 21-15-9 powtórzeń. Nie żeby było mi mało, ale postanowiłem pobawić się jeszcze chwilę z kettlebellami (rwanie i przysiady), a na deser dopalić stówkę kalorii na airbike’u. T
en ostatni jest niezawodny w kwestii niszczenia mojej radości z życia. Trening – jak dla mnie – był naprawdę ciężki i nie polecam powtarzać tego zestawu dopiero raczkującym w siłowni. „Duże ciężary i duża intensywność w parze są bardzo wymagające dla organizmu. Lepiej zacząć spokojniej” – radzi ekspert. Pozostało mi doczołgać się do domu i czekać na...