Wyrok: życie
Odbierasz kartę z wynikami badań od pięknej pielęgniarki. Chcesz uśmiechnąć się do niej, ale zapominasz o tym, bo przyglądasz się tym wszystkim hieroglifom. Decydujesz się odwiedzić lekarza, by wyjaśnił Ci, o co w tym wszystkim chodzi. A on ze spokojem tłumaczy, że masz anemię, zbyt wysoki poziom "złego" cholesterolu i sugeruje Ci, że najwyższy czas zapoznać się z terminem "blok przedsionkowo-komorowy I stopnia".
Brzmi jak wyrok? Wcale nie musi. Taką diagnozę lekarza możesz potraktować ze śmiechem, bo wcale nie oznacza ona, że lata spędzone na basenie, korcie, bieżni czy siłowni okazały się zmarnowanym czasem. Wręcz odwrotnie. Co, więcej, słowa lekarza mogą być nawet dowodem uznania, ale tylko pod jednym warunkiem - że od kilku lat regularnie, uczciwie trenujesz. Zamiast podążać w stronę ponurego żniwiarza, cały czas przed nim uciekałeś.
Dowiedz się, dlaczego - jeśli uprawiasz sport - żadne z groźnie brzmiących schorzeń nie powinno budzić Twojego przerażenia.
Wysiłek nie zabija
W 1985 roku kanadyjscy naukowcy niemal znaleźli dowód na szkodliwość treningu siłowego. Poddali badaniom grupę sportowców trenujących z dużymi ciężarami. Byli zszokowani, gdy zanotowali u sportowców czterokrotny wzrost ciśnienia krwi w trakcie wyciskania sztangi. Naukowcy uznali, że taki trening może nawet zabić.
Okazało się, że podczas wyciskania ciężaru ciśnienie krwi wzrasta, żeby stawić opór wewnętrznym przeciążeniom, generowanym przez Twój organizm w celu ustabilizowania kręgosłupa. To z kolei prowadzi do bardziej intensywnej pracy lewej komory serca - jej ścianki stają się dzięki temu silniejsze, podobnie jak u pacjentów z chronicznie wysokim ciśnieniem krwi. Dlatego zgodnym chórem kardiolodzy zaczęli występować przeciw sportom siłowym.
Ale jak szybko powiedzeli "stop!" treningom ze sztangą, hantlą i całą resztą wyposażenia siłowni, tak szybko musieli zmienić zdanie, kiedy zrozumieli, że to niegroźna, a wręcz pożyteczna adaptacja organizmu do wzmożonego wysiłku.
Aeroby modelują serce
Ciśnienie krwi wzrasta również u osób trenujących sporty wytrzymałościowe, zwłaszcza podczas prób poprawienia osiągów. Np. podjazdy na rowerze pod strome wzgórza mogą zwiększyć ciśnienie krwi nawet dwukrotnie. Serca sportowców wytrzymałościowych pompują więc nieustannie duże ilości krwi - około dwóch razy więcej na każde uderzenie niż serca osób preferujących spędzanie czasu na kanapie, co w prosty sposób prowadzi do adaptacji polegającej na powiększeniu się mięśnia sercowego.
Naukowcy z Francji zbadali kolarzy biorących udział w Tour de France i wykazali, że ich serca są o 20-40% bardziej pojemne od serc przeciętnych ludzi. Te większe "pompy" odpowiadają za bardziej efektywne dostarczanie tlenu włóknom mięśniowym typu I, czyli tym, które wykorzystujemy przy wysiłku wytrzymałościowym.
Bardziej pojemne serca potrzebują większej ilości płynu. To dlatego, podczas gdy w ciele normalnego człowieka krąży non stop około 4,5 litrów krwi, najlepsi uczestnicy TdF mają jej nawet 6 litrów albo i więcej. Pomyśl tylko, jak przekłada się to na pułap tlenowy.