Walczący z oporem
Marcora wpadł na ten pomysł nie podczas badania zawodowych sportowców, lecz obserwując swoją matkę, która zmaga się z rzadką, pustoszącą nerki chorobą autoimmunologiczną. W tym samym czasie Samuele pracował nad pracą dotyczącą wpływu treningu oporowego na osoby cierpiące na artretyzm, z których wiele (jak jego matka) wymagało regularnych dializ. Efektem ubocznym tej metody jest chroniczne wyczerpanie.
"Zmęczenie jest objawem w przypadku tak wielu chorób, że lekarze tak naprawdę go nie badają" – tłumaczy Marcora znad swojej sałatki spożywanej w kawiarni na kampusie University of Kent. Jesteśmy jakieś trzy minuty spacerem od budynku, w którym on i jego koledzy prowadzą obecnie najbardziej ekscytujące badania naukowe dotyczące sportu. "Jeśli chodzi o wpływ na jakość życia, zmęczenie jest jednym z najbardziej istotnych czynników".
Tym, co szczególnie zastanowiło Marcorę, była zmienna natura zmęczenia. Pacjenci mieli po prostu dobre i złe dni, pozornie bez żadnej przyczyny. To z kolei sugerowało, że przyczyna nie mogła być związana z masą mięśniową lub mitochondriami (komórkowi dawcy energii), ponieważ tego rodzaju rozbieżności po prostu się nie zdarzają.
Pod względem ściśle fizjologicznym zmęczenie definiuje się jako zmniejszenie zdolności mięśni do wytwarzania siły. "Ale nie na to narzekali pacjenci – mówi Marcora. - To było uczucie zmęczenia. Nie tracili żadnej siły. Wtedy zdałem sobie sprawę, że mam do czynienia z problemem o podłożu psychologicznym".
Taką zależność Marcora nazwał "modelem psychobiologicznym", czyli godzeniem i przenikaniem się obszarów nauki związanych z badaniem ciała i umysłu. O co chodzi? Psycholodzy bardzo często używają wskaźników fizjologicznych, na przykład gdy mierzą tętno zawodnika przez ważnym startem, aby ocenić poziom zdenerwowania.
Nowoczesne technologie neuroobrazowania pozwalają im też sprawdzić, które części mózgu są wykorzystywane w poszczególnych procesach umysłowych. Tutaj działa to tylko w jedną stronę, bo nadal niewielu fi zjologów w swoich badaniach sięga po pomoc w postaci wiedzy kolegów psychologów.
"To niemożliwe, że pracujemy w jednym budynku, a tej współpracy jest tak mało. Potrzebujemy badań interdyscyplinarnych" – podsumowuje Samuele. Opór ze strony fizjologów (zajmujących się ciałem, a więc stroną fizyczną, czymś mierzalnym) jest widoczny gołym okiem Marcora od dawna liczy na połączenie wiedzy obu grup.
"Oczywiście ból to uczucie jak najbardziej realne. Jeśli złamiesz kostkę, nadal możesz chodzić. Ale nie robisz tego. Dlaczego? Bo to boli! Odczucia są bardzo potężne. Zbyt intensywne emocje (depresja) mogą sprawić, że ludzie targają się na swoje życie".
Aby pomóc dobrze zdefiniować "percepcję wysiłku", w 2010 roku Marcora opublikował wyniki badań, do których zaangażował graczy rugby. Zawodnicy w próbie wysiłkowej mieli sprintować na rowerku stacjonarnym przez pierwsze pięć sekund badania, a następnie jechać stałym tempem (na 250 W mocy) do całkowitego "wyczerpania".
Gdy sportowcy sygnalizowali, że mają dość (średnio po 12 minutach), Marcora kazał wykonać im kolejny 5-sekundowy sprint. Podczas gdy ich moc wyjściowa w drugim sprincie była niższa od średniej o około 30%, moc wyjściowa w drugiej takiej jeździe do odcięcie wzrosła… trzykrotnie. Rugbyści nie byli wyczerpani: po prostu uwierzyli, że tak właśnie się czują.
Z fizjologicznego punktu widzenia ma to sens. Szybkokurczliwe włókna mięśniowe – odpowiedzialne za ruchy dynamiczne – szybko się męczą, a następnie po prostu nie angażują się w pracę. Wolnokurczliwe – te od jednostajnej pracy mięśni – wkraczają do akcji po tych pierwszych i pracują aż do momentu, gdy ustają dostawy tlenu.
Mówiąc zwięźle: Twoje mięśnie się nie męczą. Tym, co faktycznie się zmienia, jest Twoje subiektywne odczucie zmęczenia. Tłumaczy to także, dlaczego jesteśmy w stanie wykonywać intensywne ćwiczenia tylko przez bardzo krótki czas. "Gdybyś mnie teraz podniósł, byłby to dla ciebie duży wysiłek – mówi Marcora z wyzywającą nutą w głosie. – To nie znaczy, że jesteś zmęczony. To ja jestem ciężki albo ty nie jesteś wystarczająco silny". Zmęczenie mięśni to ułuda. Nie pierwsza i nie ostatnia, jak się okazuje.