ZOBACZ: Spinning, czyli na rowerze do piekła
Ale po kolei. Tzw. aquacycling to nic innego, jak poczciwa jazda na rowerze zatopionym w płytkim basenie (głowa wystaje!). Bez przerzutek, za to z oporem wody. „To forma zajęć aerobowych z umiarkowanym tętnem wysiłkowym, prowadzona na stacjonarnych rowerach zanurzonych w wodzie” – dowiedziałem się od instruktora Kornela Kempińskiego, gdy już zameldowałem się we Wrocławskim Parku Wodnym na podwodne wojaże.
Aquacycling powstał w 1989 roku w USA w celu przeprowadzenia profesjonalnych treningów kolarskich, tyle że za zamkniętymi drzwiami. Komercjalizacja zrobiła jednak swoje i dziś można pędzić na podwodnych rowerach w każdym szanującym się parku wodnym, pod okiem 80 tysięcy instruktorów na całym świecie. A kto powinien pędzić na tych rowerach? „Jest to propozycja dla początkujących. Nie wymaga predyspozycji koordynacyjnych i choreograficznych, nie wiąże się z nią konieczność konfrontacji z pozostałymi uczestnikami zajęć, nie trzeba też umieć pływać” – dodał kompetentny pan instruktor.
Komentarze