OK, przy okazji łykam też pewnie sporą dawkę smogu, ale pocieszam się, że równoważy ją pozytywny wpływ pedałowania na serce. W tym roku postanowiłem nie odpuszczać i sprawdzić, czy rower zimą będzie miał tyle samo zalet, co w pozostałych miesiącach.
Sztuka ubierania
Zacząłem od założenia, że do wyjścia na dwór muszę przygotowywać się szybciej niż członkowie misji Sojuz do spaceru w otwartej przestrzeni kosmicznej. Mój strój powinien również jak najmniej przypominać ich skafandry – w końcu jadę do pracy i gdybym po przyjeździe miał całkowicie się przebierać, cała zabawa trochę traciłaby sens.
Jeździłem więc w zwykłych dżinsach, bawełnianej koszulce i swetrze, które uzupełniłem termoaktywnymi legginsami (słowo „kalesony” jako uwłaczające męskiej godności wykreśliłem ze słownika już w okresie wczesnoszkolnym), turystycznymi butami za kostkę i kurtką z ociepliną Primaloft lub puchową, w zależności od temperatury (o tym pod koniec artykułu).
Dzięki temu w pracy przebierałem się w mgnieniu oka, a po drodze było mi ciepło. Po kilkunastu minutach marzłem jedynie w stopy i dłonie, ale przy trasie trwającej około 45 minut nie było to zbyt dolegliwe. Generalnie już pierwszego dnia zrozumiałem, że to nie niska temperatura najbardziej da mi w kość.
Komentarze