Zobacz także: Jason Statham: trening pełen adrenaliny
"Ten facet jest trochę opasły, no nie?!" - mówi Jason Statham z tym swoim charakterystycznym, brytyjskim akcentem, patrząc na zdjęcia, które jak ulał pasowałyby do naszego Klubu Bez Balastu w fazie "Przed". Łatwo wyczuć w jego głosie dezaprobatę. Facet na zdjęciu z pewnością jest duży. Widać, że ma sporo mięśni, ale wszystkie jakby schowane pod puchową kurtką. Jason nie jest żadnym jurorem w konkursie na modela roku. Ocenia zdjęcia, na których jest on sam.
Falująca opona
Skąd się wzięła ta zbyt duża warstwa tłuszczu? Jak u większości z nas: kilka piw za dużo, za częste kolacje, które starczyłyby za posiłek na cały następny dzień. I tak przez jakiś czas. "Nigdy nie przejmowałem się pieprzonymi kaloriami - mówi Statham. - Jabłko? Lubię je, więc zjadałem 5. Banany? Całą kiść".
Jason swój trening opisuje najczęściej jako straszny, przyprawiający o mdłości, morderczy, koszmarny i... bezcenny. Oczywiście, każdy przymiotnik wzmacnia słowem "fu**ing".
Odbiło się to na planie nowego filmu Jasona "War". To typowy film akcji, w którym jego przeciwnikiem jest Jet Li. Przy kręceniu scen walki fałdy tłuszczu trzęsły mu się na bokach jak wyrzuty sumienia po obfitych posiłkach z niedalekiej przeszłości. Zdjęcia z przeszłości idą na bok i Statham z niekłamaną dumą podnosi koszulkę i pokazuje, jak wygląda teraz. "Opony" ani śladu, jest wyrzeźbiony jak grecki posąg.
"Zrzuciłem 8 kilogramów w 6 tygodni. Trenowałem 6 razy w tygodniu, przynajmniej po 35 minut. Jeszcze nigdy nie osiągnąłem takich rezultatów" - mówi. Takie słowa muszą coś znaczyć u faceta, który był w kadrze olimpijskiej w skokach do wody, a jako główne hobby podaje długą listę sztuk walki. Co więc właściwie takiego zrobił Jason? Nic niezwykłego, ale jeśli chcesz osiągnąć podobne efekty, bądź przygotowany na pot, krew i łzy. I... jedz. Ale rób to tak, by podsycać ogień w Twoim wewnętrznym piecu, a nie stłumić go, zasypując żarciem.
Koszmar na własne życzenie
Musisz wiedzieć, że Jason swój trening opisuje najczęściej jako "straszny, przyprawiający o mdłości, morderczy, koszmarny i... bezcenny". Oczywiście, każdy przymiotnik wzmacnia słowem "fu**ing". OK, nie mów, że nikt Cię nie ostrzegał. Statham trenował codziennie, z wyjątkiem niedziel, w Los Angeles, w klubie prowadzonym w militarnym stylu. Trenują tu też kaskaderzy i w niewielu rzeczach miejsce to przypomina standardową siłownię. Są tu trampoliny, liny, na których można się wspinać, sztangi, hantle i odważniki znane jeszcze z XIX wieku oraz konstrukcje do podciągania. "To wszystko jest proste i praktyczne - mówi Statham. - Nie ma trenażerów czy bezsensownych maszyn do biegania".