Fighting Monkey – czy to następny trend fitness?

Przyzwyczailiśmy się do myśli, że ten, kto zrobi więcej pompek lub przebiegnie więcej kilometrów, jest zdrowy i sprawny. Na warsztatach Fighting Monkey sprawność postrzegana jest jednak nieco inaczej. MH sprawdza, czy niszowy nurt ma szansę zostać światowym trendem. 

fighting monkey fot. Mike-Rafail

Kiedy zdyszany i totalnie przemoczony od potu opuszczałem warsztaty Fighting Monkey, zastanawiałem się, jak trafnie przekazać to, czego tam doświadczyłem. To było coś nowego, świeżego, niemającego za dużo wspólnego z tradycyjnym sportem. I to wcale nie jest wada, lecz ogromna zaleta.

Fighting Monkey – co to?

Fighting Monkey to bardzo złożone, holistyczne podejście do ludzkiego ciała i umysłu. To rodzaj filozofii, która jako kluczowe dla zdrowia fizycznego i psychicznego zidentyfikowała trzy obszary: kreatywność i pomysłowość w podejściu do rozwiązywania codziennych wyzwań, koordynację i propriocepcję, które odpowiadają za lwią część naszej sprawności, oraz sposoby, dzięki którym możemy zachować zdrowie naszych stawów i całego układu mięśniowo-szkieletowego, co pozwoli spowalniać procesy starzenia się i zredukować jego wpływ na naszą motorykę. Fighting Monkey duży nacisk kładzie również na rozwój umiejętności komunikacyjnych.

Fighting Monkey nie ma ustalonych schematów treningowych czy protokołów, których ktoś musiałby ślepo przestrzegać. Nie opisuje produktu końcowego. To nie jest trening, gdzie można po prostu przyjść i wykonać swój zestaw serii i powtórzeń” – wyjaśnia Jozef Frucek, który razem z Lindą Kapetaneą założył w 2002 roku projekt Fighting Monkey. Tych dwoje skupia się w swojej pracy nad analizą ruchu ludzkiego ciała i dążeniem do zrozumienia zasad, na jakich wszyscy się poruszamy. Jozef studiował pod kierunkiem mistrza Ming Wong, znanego na całym świecie eksperta medycyny chińskiej, od którego pobierał nauki o wewnętrznych zasadach ruchu człowieka i ich związku ze zdrowiem oraz procesem starzenia się. Z kolei Linda ma doświadczenie w profesjonalnej gimnastyce oraz tańcu współczesnym i miała okazje współpracować z większością instytucji tanecznych w Europie i Ameryce Północnej. Jest dyrektorem artystycznym Festiwalu Tańca w Kalamacie. Można bez żadnych wątpliwości założyć, że ten duet doskonale wie, w jaki sposób powinien poruszać się w pełni sprawny człowiek.

To projekt wpisujący się w szeroko pojęty ruch movement, który odrzuca dotychczasowe podejście do treningu i ludzkiego ciała. Nie ma tu miejsca na rzeźbienie sześciopaka czy pompowanie klaty. Wygląd nie tyle jest zepchnięty na drugi plan, co po prostu nie znajduje się w ogóle na widoku. No dobrze, ale co robi się na tych całych warsztatach? Ćwiczenia są... często niekomfortowe. To chyba najlepsze słowo. Część z nich wykonuje się solo, część w parach. Obecność drugiego człowieka i konieczność wejścia w relację z nim jest bardzo istotna. Nierzadko interakcja wkracza w sferę ocierającą się o intymność i zmusza uczestników do przełamania bariery dotyku.

Jest w tym sporo kontaktu wzrokowego i bliskości – zarówno w rywalizacji, jak i współpracy. Nie ma mowy o przyjściu z kumplem lub dziewczyną i ominięcie tej niewygodnej kwestii, gdyż co chwila następuje zmiana partnera i uczucie dyskomfortu trzeba pokonywać na nowo. Jak wyglądają poszczególne ćwiczenia i czy stanowią wyzwanie fizyczne? Czasem jest to siłowo-koordynacyjny pojedynek z liną w parach, czasem przypominająca zwierzący taniec zabawa w wyprowadzanie ciosów i ich unikanie. Są one bardzo zróżnicowane, ale z ręką na sercu mogę przysiąc, że kilkugodzinne wykonywanie demonstrowanych przez Jozefa ruchów potrafi dać w kość. Stawiane przed uczestnikami wyzwania oprócz aspektu fizycznego wykuwają również umiejętność komunikacji, tej werbalnej i niewerbalnej. Odniosłem wrażenie, że jest to najważniejsza część warsztatów, co potwierdzają słowa Jozefa: „W 2002 roku ukończyłem studia doktoranckie w zakresie posługiwania się głosem, komunikacji i ruchu, wykładałem na kilku uniwersytetach, a wszystko, co badam i czego uczę, dotyczy komunikacji”. Jeśli kogoś przestraszył mój opis, pragnę uspokoić nastroje. Prowadzone przez Jozefa zajęcia są dosłownie dla każdego, panuje na nich dobra atmosfera, pełna pozytywnej energii. „Fighting Monkey jest dla każdego, kto chce odkrywać, badać, bawić się i zobaczyć, czego mu brakuje lub co mógłby poprawić. Jest dla każdego, w każdym wieku, w każdym stanie zdrowia, w każdym miejscu i czasie” – dodaje współzałożyciel Fighting Monkey.

Filozofia stojąca za warsztatami wykracza jednak daleko poza podniesienie poziomu sprawności ruchowej. To kompleksowe warsztaty, na których Jozef stara się wytłumaczyć, jak projektować swoje życie i środowisko, by efektywnie stawiać czoła codziennym wyzwaniom. „Początkowa koncepcja Fighting Monkey narodziła się z potrzeby stworzenia wszechstronnej praktyki, która miałaby zdolność wspierania ludzi z różnych dziedzin w osiąganiu ich celów. Praktyki, która oferowałaby adaptacyjne narzędzia do pokonywania przeszkód, jakie możemy napotkać w naszym rozwoju. Może to być poprawa naszego zdrowia, funkcji poznawczych, zarządzania energią, wydajności itd. Najsilniejszym atutem jest uczenie uczestników, jak myśleć kreatywnie, kultywować własną inteligencję i zdolność do modulowania swoich zachowań” – opowiada Jozef. Uczestnicy warsztatów często stawiani są w sytuacjach niezbyt komfortowych, wymagających przełamywania swoich barier i testujących granice. Czy tak specyficzne podejście do aktywności fizycznej trafi na podatny grunt i stanie się popularne? Czy w świecie zakochanym w muskularnych sylwetkach może przyjąć się trening oparty na nauce poprawnego poruszania się, połączonej ze szlifowaniem charakteru? Moim zdaniem tak, choć zapewne nie powtórzy fenomenu CrossFitu. Fighting Monkey to rodzaj dualistycznego treningu, który w równym stopniu kształtuje ciało i ducha. Jozef i Linda nie próbują znaleźć odpowiedzi na pytanie: „Jak dobrze trenować i wyglądać?”. Oni szukają formuły na to, jak dobrze żyć.

Zobacz również:
REKLAMA