Gość z motocykla nie opuszcza żadnego WOD-a i na każdym daje z siebie absolutnie wszystko. Na koniec rozciąganie, przybijanie piątek, prysznic i każdy z trenujących idzie w swoją stronę. W tym on. W zasadzie go nie znam. Nie wiem, jak zarabia na życie, czy ma żonę i jakie piwo lubi. Łączy nas tylko jedna rzecz. Aż jedna rzecz. CrossFit. Codziennie rano każdy z nas decyduje się poświęcić swój czas, by, zamiast wylegiwać się w łóżku, przyjechać na trening, wysłuchiwać pokrzykiwań trenera, spocić się i zmęczyć. To wyznacza rytm, w którym żyjemy.
ZOBACZ TEŻ: Bartek Lipka - mistrz crossfitu na sesji w Men's Health [video]
Ten rytm jest największym trendem fitnessowym na świecie. Obecnie funkcjonuje 15 tys. oficjalnych crossfitowych boxów w 120 krajach. To więcej niż placówek Starbucksa w USA, a wiecie, jak oni kochają kawę. Biorąc pod uwagę, że to młoda dyscyplina, te liczby są naprawdę imponujące. Sukces CrossFitu okazał się na tyle duży, że musiał napotkać na wrogość i złośliwe komentarze. Nierzadko media przedstawiają go jako coś w rodzaju sekty religijnej. Przykłady?
„New York Times” pisał: „Kiedy niektórzy chodzą do kościoła, inni idą na crossfi ”, a w „The Guardian” ukazał się artykuł pod tytułem „CrossFit: ekstremalny, kontrowersyjny, uzależniający”. Na głowę Grega Glassmana, twórcy CrossFitu, posypały się gromy za rzekomą kontuzjogenność nowego sportu i sekciarską mentalność jego zwolenników.
ZOBACZ TEŻ: Bartek Lipka - mistrz crossfitu na sesji w Men's Health [video]
W żaden sposób nie przełożyło się to jednak na spadek popularności tej wszechstronnej dyscypliny. Ba! Amerykański – a jakżeby inaczej – trend rozlewa się po świecie coraz szerszą falą. Dlaczego? Czy chodzi tu o niezwykłą skuteczność w budowaniu sylwetki? Co takiego jest w tym młodym sporcie, bo to jest sport, że codziennie w godzinach, kiedy inni smacznie śpią, crossfiterzy z uśmiechem na ustach rwą, podrzucają i zarzucają kettle.
Początki kultu
Kiedy patrzę na leżącą przede mną sztangę, w ustach czuję posmak akumulatorowego kwasu. Właśnie tak smakuje skrajne zmęczenie. Moim zadaniem jest zarzucenie jej do przysiadu jeszcze pięć razy, a zostało mi na to tylko 30 sekund. Dodam, że za sobą mam już unoszenie nóg w zwisie na drążku i kilka intensywnych minut ze skakanką. I właśnie na tym polega CrossFit. To czysta intensywność.
Tutaj nikt nie pozwoli Ci na przerwy rzędu 3-5 minut pomiędzy seriami. Byłoby to zresztą bezcelowe. Hipertrofia to dla crossfiterów tylko puste słowa. Mięśnie mają być funkcjonalne, nie duże. W zasadzie cały CrossFit powstał niejako w opozycji do treningu kulturystycznego, który pod koniec ubiegłego wieku nie podzielnie panował w USA.
To były czasy królowania maszyn, suwnic i bram. Dodatkowo były to Stany i, jak to w Stanach, tam wszystko musi być naprawdę duże. Od coli po arsenał nuklearny. Czy Amerykanie inaczej mogliby podejść do sylwetki i muskulatury? Niech kariera Arnolda Schwarzeneggera i jego plakaty obecne w każdym gymie posłużą za odpowiedź.
Warto to wiedzieć, żeby zrozumieć, jak szalonym pomysłem był zaproponowany przez Grega Glassmana system treningowy. I żeby docenić, jak ogromny sukces osiągnął. Całkowicie odrzucił on założenia treningu izolowanego, który, jego zdaniem, w żaden sposób nie przyczyniał się do poprawy ogólnej sprawności ludzkiego organizmu. Duże znaczenie w podejściu Glassmana odegrała jego gimnastyczna przeszłość. Muscle up – mówi wam to coś? To w głowie tego gościa powstał pomysł, żeby na jednej sesji treningowej połączyć martwe ciągi z bieganiem i krokodylkami.
A wracając do treningu – w końcu decyduję się schylić po sztangę, ale ostatecznie zegarek mnie pokonuje. No nic, nie wolno się poddawać. Na pewno z takiego założenia wychodził Glassman, który na początku swojej drogi nie spotkał się z ciepłym przyjęciem. Został nawet kilka razy zwolniony z klubów fitness, w których pracował. Jego metody nie podobały się wielu ówczesnym trenerom.
W końcu zdecydował się na założenie własnego klubu. W ten sposób w 1995 roku w Kalifornii powstał pierwszy na świecie crossfitowy box – CrossFit Santa Cruz. Po krótkim czasie okazało się, że chętnych na treningi pod jego okiem jest tak dużo, że Glassman był zmuszony łączyć zainteresowanych w małe grupki. To były początki słynnej crossfitowej społeczności czy – jak wolą złośliwi – sekciarstwa. Później poszło już z górki.
Glassman i jego nowatorski trening zaczynali być popularni, co zaowocowało zatrudnieniem go do trenowania jednostek kalifornijskiej policji. Powstały też treningi dla innych formacji, w tym dla wojska. Zresztą pomiędzy siłami zbrojnymi a CrossFitem od razu zaiskrzyło. Z tej udanej relacji zrodziło się kilka naprawdę ciekawych historii.
Przykładem niech będzie trening Murphy’ego (nie mylić z prawami Murphy’ego), czyli ekstremalnie trudny zestaw ćwiczeń, nazwany tak na cześć poległego amerykańskiego komandosa, który upodobał sobie ten rodzaj wysiłku. Składa się na niego bieg o długości jednej mili, 100 podciągnięć, 200 pompek i 300 przysiadów. Nieźle, prawda? Nowa dyscyplina radziła sobie całkiem nieźle również wśród klientów pozbawionych mundurów.
Równo w 2000 roku powstała marka CrossFit Inc, dwa lata później pojawiła się strona internetowa, na której publikowano słynne WOD-y, a w 2005 roku Greg wyraził zgodę na założenie pierwszej siłowni afiliacyjnej – pewien klub fitness z Seattle miał płacić 300 dolarów rocznie za możliwość prowadzenia trenigu CrossFit. Ba! W ogóle za używanie tej nazwy. Jeśli miałbym wskazać momenty przełomowe w historii marki CrossFit, to byłby jeden z nich. Drugim było zorganizowanie w 2007 roku zawodów o znajomej nazwie – CrossFit Games.
Dziś jest to olbrzymie medialne i sportowe wydarzenie, a samo uczestnictwo w nim jest sporym osiągnięciem i zwieńczeniem długiej i trudnej drogi eliminacji. Przykładem niech będzie nasz okładkowicz – Bronisław Olenkowicz, który zapewnił sobie udział w tegorocznych CrossFit Games, wygrywając Crossfit Strength in Depth w Londynie. Więcej o popularnym „Bronie” i jego świetnym występie podczas gejmsów przeczytasz na stronie 38. Początki zawodów były jednak bardzo skromne.
W 2007 i 2008 roku udział w nich był... otwarty dla wszystkich chętnych. Dopiero od edycji w 2009 roku wprowadzono pierwsze eliminacje, gdy na ranczo (!), na którym wówczas rywalizowano, przyjechała ponad setka chętnych crossfi terów. W 2010 roku współpracę z CrossFit Inc rozpoczęła marka Reebok. Tak zaczęła się globalna ekspansja, która dotarła także do Polski. Pierwszy box nad Wisłą powstał w 2012 roku. Nie jesteśmy jednak 100 lat za, nooo, Ameryką. Ledwo 17. I nadrabiamy dystans. Możecie wejść na stronę map.crossfit.com i sprawdzić, jak wygląda popularność CrossFitu w poszczególnych częściach globu.
SPRAWDŹ SIĘ: Wytrzymasz tempo tabaty z Hansem Solo?
Komentarze
~Artech, 2019-11-05 11:55:11
~LeeOn, 2019-11-04 22:50:47
Potwierdzenie zgłoszenia naruszenia regulaminu
Czy zgłoszony wpis zawiera treści niezgodne z regulaminem?
Potwierdzenie zgłoszenia naruszenia regulaminu
Czy zgłoszony wpis zawiera treści niezgodne z regulaminem?