Ponad trzy miliony osób wzięło już udział w zawodach wytrzymałościowych Tough Mudder od czasu ich powstania w 2010 roku. Porównywany do kultu czy sekty z powodu gorliwości jego zwolenników CrossFit liczy sobie ponad cztery miliony wielbicieli. Znacie to powiedzenie – no pain, no gain. Tam, gdzie jest ból, oczywiście są rezultaty. Tak działa trening: poddajesz swoje ciało obciążeniom, więc przystosowuje się ono do radzenia sobie z większym obciążeniem. Są jednak przyjemniejsze sposoby osiągania rezultatów w naszych klimatyzowanych siłowniach, prawda? Ale ludzie jednak z jakichś powodów szukają bólu.
W dokumencie „Rise of the Suff erfests” z 2016 roku, który próbuje opisać fenomen ekstremalnego biegu przeszkodowego Tough Mudder, pada fraza: „To nie jest sekta, sekty są małe. To jest religia”. „Kiedy zobaczyłem pierwszy film z Tough Mudder, byłem oszołomiony – mówi Scott Keneally, scenarzysta i reżyser filmowy. – Pomysł, że ludzie płacą za to, by cierpieć i poddawać się np. wstrząsom elektrycznym, wydawał mi się szalony”.
Obsesja szczęścia
Pytanie brzmi: dlaczego jednak szukamy cierpienia? Okazuje się, że ból może przynieść wymierne korzyści zarówno umysłowi, jak i ciału. Może być formą medytacji, może nadawać wartość życiu, może nawet być przyjemny. W naszych coraz bardziej zsekularyzowanych społeczeństwach może być nowym „opium dla mas” (jak Karol Marks nazywał religię). W świecie zachodnim koncepcja hedonizmu (przyjemność jest głównym celem życia) jest kojarzona z myślą starożytnego greckiego fi lozofa Epikura (341-270 p.n.e.).
Najwyraźniej wolimy nie pamiętać o tym, iż Epikur ostrzegał, że nadmierne dążenie do szczęścia prowadzi do nieszczęścia. „Nasza obsesja na punkcie maksymalizowania przyjemności i minimalizowania bólu tak się w nas zakorzeniła, że zapomnieliśmy o tej mądrości – mówi Brock Bastian z Melbourne School of Psychological Sciences. – Myślę więc, że nadszedł czas, aby ją sobie przypomnieć”. Jak wyjaśnia Bastian w swojej książce „The Other Side of Happiness” („Druga strona szczęścia”), żyjemy w czasach niewiarygodnie komfortowych w porównaniu do tych, których doświadczała ludzkość przez tysiąclecia.
Dwa razy więcej ludzi cierpi z powodu otyłości niż z głodu. Średni dochód na świecie podwoił się od lat siedemdziesiątych, a wydatki na dobra luksusowe potroiły się w ciągu ostatnich dwóch dekad. Technologia chroni nas przed wszystkimi utrapieniami: koniecznością polowania i zbierania runa leśnego, mycia się przy studni czy wolnym internetem.
A jednak według danych Światowej Organizacji Zdrowia obecnie najbardziej rozpowszechnioną chorobą na świecie jest depresja. Teraz dotyka 322 miliony ludzi, co stanowi wzrost o 18% od 2005 roku. „Zawsze uważałem, że przesadna koncentracja na szczęściu czy komforcie prowadzi donikąd. Przypisujemy mu zbyt dużą wartość, a to prowadzi do nieszczęścia” – mówi Bastian.
Okazuje się, że ból ma większą wartość, niż nam się wydaje. Naukowcy dowodzą, że przyjemność i ból są ze sobą nierozerwalnie związane – są dwiema stronami tej samej fizjologicznej monety. W badaniach na Ohio State University badanym osobom pokazano szereg przyjemnych i nieprzyjemnych obrazów; ci, którzy otrzymali wcześniej paracetamol, o wiele słabiej reagowali na obie wersje niż ci, którym podano placebo. Żadnych wzlotów i upadków. Jak widać, uśmierzając ból, jednocześnie uśmierzamy rozkosz. Problem z przyjemnością polega na tym, że szybko się zużywa.
Komentarze