Z czasem w wielu krajach zaczęły powstawać podobne wyzwania o bardzo zróżnicowanych trasach, przeszkodach i poziomie trudności. Nad Wisłę moda na ekstremalną wersję biegania dotarła w 2012 roku, a przynajmniej to właśnie wtedy zorganizowany został pierwszy bieg OCR w Polsce – Hunt Run. Twórcy reklamowali wydarzenie jako „Prawdopodobnie najbardziej ekstremalne 5 km w Twoim życiu”.
Nie byli chyba w markecie w niedzielę handlową, ale do rzeczy. Na trasie można było spotkać drewniane ścianki, pajęcze sieci i doły z wodą. Wszystko utrzymane w surowym, survivalowym klimacie. Publice się spodobało. Hasło, jak i sama forma sportowej rywalizacji trafiły na podatny grunt. W 2014 roku powstały kolejne zawody: Runmageddon oraz Survival Race. No i zaczęło się na dobre. Dzisiaj, po zaledwie kilku latach od debiutu biegów OCR w Polsce, trudno wręcz ogarnąć ilość eventów, w których można wziąć udział.
Można biegać dla przyjemności z grupką przyjaciół, a równie dobrze ścigać się na bardzo wysokim poziomie w zawodach rangi mistrzostw Europy. Te ostatnie odbyły się w czerwcu tego roku w Gdyni i okazały się wielkim sukcesem organizacyjnym i sportowym. „Biegi przeszkodowe to plac zabaw dla dużych dzieci. Uczestnictwo w zawodach jest pewnego rodzaju powrotem do dzieciństwa. Po prostu czerpiesz z tego wielką przyjemność. Na trasie możesz poczuć się wolny, odciąć się od zmartwień, wyszaleć się. Do tego dochodzi element rywalizacji, również z samym sobą” – tłumaczy Dawid Hajnos, zdobywca brązowego medalu na dystansie 5 km.
Zresztą gdyńska impreza, w której udział wzięło ponad 4 tys. zawodników, jest najlepszą z możliwych wizytówek całego świata OCR i jego różnorodności. Nad polskim morzem śmiałkowie mogli zmierzyć się w biegu krótkim na 5 km z 40 przeszkodami, biegu standardowym na 15 km z 60 przeszkodami, biegu drużynowym na 9 km z 60 przeszkodami, Ninja Tracku, czyli na 150 metrach samych przeszkód, i biegu otwartym na 5 km bieg z 40 przeszkodami.
Wszystko w kilku kategoriach wiekowych. Warto też wspomnieć, że bardzo licznie na ME reprezentowana była płeć piękna. Jest to w ogóle charakterystyczny trend dla całego środowiska OCR – kobiety przez przeszkody biegają bardzo chętnie i nie ustępują pod tym względem mężczyznom. No i oczywiście elita, do której nie tak łatwo się dostać. Żeby bowiem wziąć udział w wyścigu po medale, trzeba się do tego wyścigu po prostu zakwalifikować na jednym z licznych biegów kwalifikacyjnych. To po prostu sport pełną gębą. Sport, który bardzo prężnie się rozwija.
Rozwój
Od 1987 roku trochę się pozmieniało. Krok do przodu wykonały firmy, tworzące przeszkody, krok do przodu wykonali też sami zawodnicy. To już nie entuzjaści mocnych wyzwań, a sportowcy, którzy w niczym nie ustępują swoim kolegom z innych dyscyplin. „Aby być w elicie OCR, trzeba to trenować. Jeszcze dwa lata temu powiedziałbym, że można uprawiać inny sport, np. być narciarzem biegowym, i z powodzeniem startować w biegach przeszkodowych, a nawet zdobywać miejsca na podium, ale teraz skłaniam się ku zdaniu, że OCR należy trenować” – twierdzi Piotr Prusak, który zdobył dwa złote medale na Mistrzostwach Europy w Gdyni na dystansie 5 i 15 km w swojej kategorii wiekowej (30-34 lata).
„Jeszcze kilkanaście miesięcy temu w Polsce prym wiedli biegacze. Ostatnimi czasy przeszkody zaczęły robić się coraz trudniejsze, zaczęły wymagać coraz większej sprawności całego ciała i siły. Zawodnicy OCR to zawodnicy trenujący kompleksowo całe ciało. Siłę górnych i dolnych części ciała, mięśnie głębokie, mobilność, elastyczność, wytrzymałość, a nawet elementy akrobatyki” – wyjaśnia Przemysław Trapkowski, członek stowarzyszenia OCR Polska. Nie ma tu miejsca na wielkich gości, którzy w martwym ciągu podnoszą ciężar małego samochodu.
„W biegach OCR duża masa mięśniowa w ogóle się nie sprawdza. Czołowi zawodnicy to półpatyki” – uzupełnia Tomasz Oślizło, który zdobył złoty krążek w biegu na 15 km. W treningu OCR-owców dominują kalistenika i elementy biegowe. Liczy się sprawność, nie rozmiar. „Trening z masą własnego ciała świetnie przygotowuje do trudów na trasie” – twierdzi Dawid Hajnos. I doświadczenie. „Bardzo istotna jest technika pokonywania przeszkód. Trzeba wiedzieć, kiedy użyć surowej siły, a kiedy umiejętnie wykorzystać konstrukcje danej przeszkody. To klucz do sukcesu” – kończy brazowy medalista.
Bardzo ciężki kawałek chleba
Zawodnicy OCR muszą wykazać się też mistrzostwem w innej dziedzinie: zarządzania czasem. Nasz tegoroczny mistrz łączy pracę zawodową z reżimem treningowym i startami w zawodach. „Na co dzień pracuję w jednej ze śląskich kopalni w okolicach Rybnika. Jestem sztygarem i zarządzam kilkuosobową grupą pracowników” – tłumaczy nam świeżo upieczony mistrz. To zresztą normalna sytuacja wśród biegaczy przeszkodowych. Nie jest to świat wielkich kontraktów i sponsorów. Tutaj rządzą pasjonaci i faceci, którzy chcą zrobić coś dla siebie.
„Pracuję w systemie zmianowym i przypominam sobie sytuację, że zaraz po zejściu z nocnej zmiany pojechałem na zawody i wygrałem” – wspomina Tomasz Oślizło. Wtóruje mu cytowany już Dawid Hajnos: „Od poniedziałku do piątku pracuję po 10-12 godzin dziennie. To wymaga ogromnej samodyscypliny. Żeby wykonać trening, wstaję o 4 rano”. Przypomnij sobie jego słowa, kiedy następnym razem odpuścisz wyjście na siłkę, bo pada deszcz...
Na szczęście cały krajobraz OCR się zmienia. Przemysław Trapkowski przewiduje: „Przyszłość tej dyscypliny to jej coraz większa profesjonalizacja. Polska jest tego idealnym przykładem. W naszym kraju w ubiegłym roku w zorganizowanych zawodach typu OCR wzięło udział łącznie ponad 150 tys. ludzi. Na polskiej scenie biegów przeszkodowych mamy już kilkudziesięciu organizatorów. W sezonie w każdy weekend odbywa się jakiś bieg OCR, jest w czym wybierać.
Dane liczbowe wskazują, że w OCR bierze udział więcej osób niż w polskich maratonach. Popularyzacja prowadzi do coraz większego zainteresowania firm i mediów”. A za tym idą przecież pieniądze. „Już dziś najlepsi zawodnicy mają swoich sponsorów i korzystają z benefitów bycia czołówką polskiego OCR” – kończy swój wywód Trapkowski.
Dokąd biegniemy?
„Biegi przeszkodowe w Polsce i na świecie bardzo dynamicznie się rozwijają. Na przestrzeni ostatnich lat cała dyscyplina wykonała duży krok do przodu. Jest jednak margines na rozwój. Moim marzeniem jest zobaczyć biegi OCR wśród dyscyplin olimpijskich. Mam 32 lata i bardzo chciałbym móc wystartować z orłem na piersi na igrzyskach” – taki kierunek rozwoju wskazuje Tomasz Oślizło, mistrz z Gdyni. Czy to w ogóle realne? Zdaniem Trapkowskiego – tak. „Starania światowej organizacji OCR prowadzą nas krok po kroku do statusu sportu olimpijskiego” – zapewnia.
Mamy wrażenie graniczące z pewnością, że dla polskiego sportu byłby to potężny zastrzyk medali. Nasi reprezentanci na tegorocznych mistrzostwach Starego Kontynentu zajęli drugie miejsce w łącznej klasyfikacji medalowej. W kategorii sztafety drużyny narodowej trójka Polaków w składzie Grzegorz Szczechla, Sebastian Kasprzyk i Mateusz Demczyszak zajęła bardzo wysokie, trzecie miejsce. „Polacy są nie tylko mocni. Jesteśmy czołówką europejskiego OCR.
Pokazał to już zeszły rok, a ten tylko to potwierdził. Dodajmy jeszcze, że nie mamy tak długich tradycji i tak olbrzymiej infrastruktury do treningu, jak np. Duńczycy, a mimo to w Gdyni walczyliśmy o najwyższe miejsca na podium” – twierdzi bardzo pewny swoich racji Przemysław Trapkowski. Ale jeśli za pewnością siebie idą rzeczywiste sukcesy w postaci worka medali, można sobie na nią pozwolić. Przypominamy, że niektórzy kibice nadal świętują fakt, że nasi piłkarze na EURO we Francji odpadli dopiero w ćwierćfinale.