Wygląda na to, że twórcy diet znaleźli sobie nowego chłopca do bicia – coraz więcej koncepcji demonizuje węglowodany. Już nie tłuszcz, tylko one mają być głównym winowajcą tego, że tyjesz. Na dodatek mają wpędzać Cię w cukrzycę. Jednak o ile niektóre węglowodany rzeczywiście zasługują na złą reputację, nie zgadzamy się na potępianie ich w czambuł. Uważamy, że można je podzielić na złe i dobre (tych drugich umiar też dotyczy) i nie zawahamy się tą wiedzą z Tobą podzielić.
Trochę teorii
Obok białka i tłuszczu są trzecim z makroskładników żywieniowych. "Organizm wykorzystuje je głównie do celów energetycznych" – mówi dr Donald Layman, profesor dietetyki z University of Illinois. W trakcie trawienia są przekształcane w glukozę, która z krwią krąży po organizmie i zasila komórki. Jeśli jest jej zbyt wiele, nadmiar, którego nie zdołasz zużyć na bieżąco, jest przekształcany w tkankę tłuszczową i odkładany na później.
Trawienie węglowodanów następuje dużo szybciej niż w przypadku białka i tłuszczu – do jelita grubego docierają tylko ich niestrawione resztki, czyli błonnik. Według różnego rodzaju zaleceń węglowodany mają stanowić 45-65% naszej diety. Jeśli jesteś średnio aktywnym facetem, którego zapotrzebowanie kaloryczne wynosi 2600 kcal dziennie, węglowodany powinny dostarczyć Ci zatem 1170-1690 kcal. Te widełki to wbrew pozorom całkiem spora różnica. Im mniej jesteś aktywny, tym bliżej dolnej granicy powinieneś się znaleźć. Im więcej ćwiczysz, tym więcej możesz ich zjadać.