O ile udaje nam się w Polsce radzić z głodem pracy, o tyle pojawił się problem głodu w pracy. Według raportu "Trendy w zwyczajach żywieniowych Polaków 2008" zaledwie 2% z nas je lunch w firmie. O 1% więcej rodaków korzysta z oferty barów i restauracji. Nieliczni jedzą rano śniadanie (8%).
Z badań przeprowadzonych przez ośrodek badań opinii Ipsos wyłania się niemal apokaliptyczny obraz. Okazuje się, że przeciętny Kowalski jedzie przez cały dzień na zapychaczach (słodkie bułki, batony, napoje gazowane) podlewanych litrami kawy, a po powrocie do domu, niczym wygłodzona bestia, pożera wszystko, co ma w lodówce, i wrzuca na ruszt sycącą obiadokolację.
Pierwszy posiłek zjadasz o 19, kiedy już uda Ci się w końcu wrócić do domu? Błąd. Z pustym żołądkiem jesteś o 20% mniej wydajny.
"To jak piłowanie silnika maksymalnymi obrotami - mówi Magdalena Białkowska z Instytutu Żywności i Żywienia w Warszawie. - Jeden obfity posiłek zapewnia gwałtowny zastrzyk energii, który stymuluje organizm do wydzielania insuliny, a dla trzustki to może być szok".
Taka "dieta" oznacza podróż w jedną stronę do krainy stłuszczonej wątroby i cukrzycy typu 2. Naukowcy dowiedli, że istnieje poważny związek między częstotliwością spożywanych posiłków a wskaźnikiem BMI. Krótko mówiąc, im rzadziej jesz, tym więcej tyjesz, bo organizm zaczyna tworzyć rezerwy tłuszczowe.
Osoby, które serwują sobie dwie kaloryczne bomby każdego dzionka, powinny liczyć się z tym, że ów ładunek wybuchowy prędzej czy później eksploduje. W Twoim ciele pojawi się wielki lej wypełniony kamicą nerkową i chorobą wieńcową. Nie wspominając już o otyłości brzusznej, która dopadnie Cię najszybciej.
Dieta? To takie niemęskie
Facetom zdrowa żywność kojarzy się zazwyczaj z kiełkami, wodą mineralną i chudym mlekiem. Na to, co jemy, zaczynamy zwracać uwagę dopiero, gdy nie możemy już zawiązać butów, bo przeszkadza nam w tym mięsień piwny.
"Mężczyźni częściej niż kobiety traktują jedzenie wyłącznie w kategoriach przyjemności. Nie zdają sobie sprawy, jak wiele można osiągnąć przez odpowiednio zbilansowaną dietę. Choćby poprawić swoją kondycję intelektualną" - twierdzi Alicja Kalińska dyrektor firmy SetPoint zajmującej się doradztwem żywieniowym.
I to głównie brak wiedzy jest przyczyną tego, że najczęściej sięgamy po to, co ma na opakowaniu znaczek "instant". Serwujemy sobie na obiad, zazwyczaj nawet nie opuszczając stanowiska pracy, dwudaniową "ucztę" złożoną z zupki w proszku i batonika popijanego gazowanym napojem rodem z puszki Pandory.