Rewolucja rządzi się swoimi prawami: dla jednych wynikają z niej potężne korzyści, a dla drugich wprost przeciwnie. Pewne jest więc, że laboratoryjne kombinacje z niepokojem obserwować musi branża przetwórstwa mięsnego, w większości krajów należąca do największych gałęzi przemysłu spożywczego. Na konferencji prasowej w zeszłym roku Valeti zapowiadał:
"Wpływ naszych prac na przemysłowy chów będzie taki, jak samochodu na wiekowy sposób przemieszczania się za pomocą koni i powozów. Kompletnie zmieni się status quo i hodowanie zwierząt po to, żeby je potem zjeść, stanie się po prostu nie do pomyślenia".
Taka narracja zdobędzie zapewne uznanie ekologów, ale marne są szanse, że pozwoli zdobyć szeroką rzeszę zwolenników, zwłaszcza wśród milionów ludzi, którym branża mięsna daje pracę i zarobek. Trzeba też pamiętać, że w czasach, gdy konsumenci coraz częściej wypatrują na opakowaniach etykiet z napisem "organiczny" lub "nieprzetworzony", a część ludzkości alergicznie reaguje na laboratoryjne modyfikacje żywności ("GMO to śmierć!"), sztuczne mięso może nie mieć najlepszej prasy.
PR-owcy jego producentów będą musieli się nieźle napocić, by przekonać, że nie stanowi ono żadnego zagrożenia dla zdrowia. Zwłaszcza że nie powstały jeszcze żadne regulacje dotyczące standardów produkcji. Mimo to Post jest pełen nadziei: "Jeśli odpowiednio przedstawimy ludziom zalety mięsa in vitro, powinniśmy ich dość szybko przekonać. W Holandii przynajmniej 50% mieszkańców deklaruje, że chciałoby go spróbować. Na start to nawet więcej niż potrzeba". David Lee, dyrektor generalny Impossible Burger, jest jeszcze większym optymistą. Mówi, że nie widzi ograniczeń skali produkcji, którą rozwinie jego spółka. "W ciągu 12-18 miesięcy powinniśmy być obecni w tysiącu restauracji – odważnie zapewnia MH. – Mamy szanse stać się firmą wartą biliony".
Zdrowsza alternatywa
Tradycyjny przemysł przetwórstwa mięsnego to w skali planety potężne lobby z poparciem w rządach chyba wszystkich krajów, ale najwięksi gracze wolą być bezpieczni, na wypadek gdyby koncepcja zamiany obory na laboratorium jednak wypaliła. Korporacja Tyson Foods, oprócz wspomnianych wcześniej inwestycji, ogłosiła, że wesprze działalność prof. Posta. Jego firma może, dzięki globalnej sieci dystrybucji i głębokiej kieszeni takiego sponsora, być pierwszą, której uda się dostarczenie na rynek sztucznego mięsa w akceptowalnej dla klientów cenie.
Już teraz ogłosiła ambitne plany, zmierzające do rozszerzenia w ciągu 5 lat menu o inne części wołowiny, takie jak np. polędwica. To będzie pierwsza próba wyciągnięcia z próbówki czegoś innego niż mielonka. Skonstruowanie sztucznego steku to jeszcze wyższa szkoła jazdy, bo wymaga stworzenia elementów przypominających układ krwionośny, zaopatrujący rosnącą tkankę w składniki odżywcze. Tak jak prawdziwe mięśnie będzie ona wymagać stymulacji (najprawdopodobniej elektrycznej) – w przeciwnym razie ulegnie atrofii.
Post jest jednak przekonany, że to wszystko da się zrobić. Na razie jednak na czele stawki wydaje się znajdować zespół Memphis Meats. W lutym 2017 roku Nicholas Genovese, biolog zajmujący się komórkami macierzystymi, opublikował badanie wskazujące na dwa potencjalne przełomy wynikające z prac firmy. Pierwszym jest sztuczna synteza surowicy, dzięki której nie trzeba będzie w ogóle pobierać komórek od zwierząt. Drugim zaś zdolność wytwarzania pluripotencjalnych komórek macierzystych, które mogą przekształcać się w mięśnie, kości lub krew.
Dzięki nim cały proces produkcji może zostać mocno przyspieszony, a w perspektywie, przynajmniej teoretycznie, wytwarzanie mięsa od razu na kości. Post ma nadzieję, że w przyszłości sztuczne mięso będzie mogło być genetycznie modyfikowane przez zwiększenie udziału kwasów tłuszczowych omega-3, obniżenie poziomu tłuszczu nasyconego albo zawartości cholesterolu, aby przestało negatywnie działać na zdrowie. Jeśli to się uda, stracą sens wszelkie zalecenia nakazujące ograniczenie jego spożycia. "Kiedy będą dostępne dwa produkty, które smakują identycznie, ale jeden z nich nie oddziałuje negatywnie na zdrowie ani środowisko, wybór będzie prosty" - przekonuje prof. Post.
Taki scenariusz może jeszcze wydawać się odległy, ale machina zmierzająca do jego realizacji zaczyna nabierać pędu. Jest zatem całkiem prawdopodobne, że sztuczne mięso pojawi się na naszych talerzach wcześniej niż później. Niezależnie od tego, kto ostatecznie zostanie jego producentem, nie ma większych wątpliwości, że właśnie tak smakuje przyszłość.
(Zobacz: Mięso z próbówki to na ten moment melodia przyszłości lub bardzo kosztowna inwestycja. Sprawdź, jak kupować dobre jakościowo mięso.)
Jak powstaje burger z próbówki?
Profesor Mark Post z firmy Mosa Meat opisuje proces, w trakcie którego powstaje sztuczne mięso.
- Komórki macierzyste są w czasie biopsji pobierane z mięśni krów.
- Trafiają do pojemników, w których rozwijają się w mieszance składników odżywczych, dając początek tkance mięśniowej.
- Przyczepia się je do specjalnych rzepów i rozciąga, dzięki czemu rosną.
- 20 tysięcy pojedynczych włókien jest ciętych ręcznie, a następnie prostowanych i zgniatanych, by powstało z nich coś na kształt mielonki. Potem miesza się ją z solą i pieprzem, by stworzyć mięso na burgery.
Komentarze