Zespół naukowców kierowany przez Hermana Pontzera z Duke University oraz Johna Speakmana z Unversity of Aberdeen chciał sprawdzić, jaki jest maksymalny wydatek energetyczny, jaki przez dłuższy czas jest w stanie wygenerować ludzki organizm. Żeby to ustalić, oparli się głównie na analizie organizmów zawodników, biorących udział w biegu The Race Across USA. Pokonali oni w ciągu 140 dni aż 4955 km. Średnio wychodzi ponad 35 km dziennie. Pod uwagę brano jeszcze dane zebrane od kolarzy biorących udział w Tour de France, a także od uczestników wypraw polarnych.
ZOBACZ TEŻ: Metabolizm - 21 patentów na podkręcenie spalania
Aby móc proporcjonalnie porównywać wydatek energetyczny między różnymi ludźmi, wyrażano go w wielokrotności ich metabolizmu spoczynkowego (czyli liczby kalorii niezbędnych do tego, aby zachować podstawowe funkcje życiowe). W pierwszych tygodniach wyścigu, uczestnicy The Race Across USA spalali średnio 6200 kcal (żeby to zmierzyć, podawano im do picia wodę z rzadko spotykanymi izotopami, którą można było potem "śledzić" w ciele), co było równe 3,76 ich metabolizmu spoczynkowego. Takie tempo okazało się jednak nie do utrzymania na dłuższą metę i później spadło. Ostatecznie średnia dla całego wyścigu wyniosła 3,11.
Podobne dane zostały uzyskane (badanie z 1997 roku) od dwóch uczestników wyprawy polarnej - Ranulpha Fiennesa i Mike'a Strouda. Ich maksymalne tempo przemiany materii wynosiło 6,6 metabolizmu spoczynkowego, a średnia dla 95 dni to 3,5. W czasie krótkiego okresu jesteśmy (mowa oczywiście o sportowcach z absolutnego topu) w stanie przepalić więcej, ponieważ w ciągu 22 dni wyścigu Tour de France kolarze byli w stanie wyprodukować energię przekraczającą podstawową przemianę materii 4,9 raza.
Wąskie gardło
Ostatecznie naukowcy w drodze skomplikowanych obliczeń (nie będziemy przekonywali was, że rozumiemy te wykresy) doszli do wniosku, że w długim okresie ludzki organizm jest w stanie maksymalnie wyprodukować energię w wymiarze 2,5-krotności metabolizmu spoczynkowego. Zaraz, zaraz, pewnie pomyślisz, że sobie przeczymy. Przecież właśnie powyżej podaliśmy większe wartości. Owszem, ale żeby to zrobić, organizm musiał sięgnąć po samego siebie.
Okazuje się bowiem, że wąskim gardłem jest przepustowość przewodu pokarmowego. Po prostu jest pewna granica tego, ile energii możemy przyswoić z jedzenia, w pewnym momencie proces trawienia nie może być już bardziej efektywny. Sportowcy czy polarnicy mogli wygenerować większy wydatek energetyczny, ale żeby to zrobić, musieli spalić własną tkankę tłuszczową oraz mięśnie (tak, białko też może być wykorzystane do produkcji energii).
Z czasem organizm orientuje się, że chcesz go zmusić do tego, żeby zjadał sam siebie i okazuje się, że mózg, który krzyczy: "napieraj!" jest słabszym zawodnikiem od przewodu pokarmowego, który ściąga cugle - następuje bowiem spowolnienie przemiany materii. I tak dochodzimy do wspomnianej średniej 2,5 metabolizmu spoczynkowego. Tyle jesteśmy w stanie wytworzyć z jedzenia.
Tak że, chłopie, kolejny raz sprawdza się stara ludowa maksyma - wyżej brzucha nie podskoczysz.