Dieta karniwora - czy można jeść wyłącznie mięso?

Coś się z nami porobiło, że coraz częściej decydujemy się na ekstremalne rozwiązania. Łatwiej uwierzyć w ogólnoświatowy spisek i kolejną dziwną dietę, niż przyjąć banalną prawdę, że wystarczy po prostu jeść mniej. Coraz więcej osób uważa, że zdrowie zapewni im dieta zupełnie pozbawiona roślin. Mięso wszędzie, mięso wszędzie, co to będzie? No właśnie, co?

Shutterstock.com

To jest historia o mięsożercach – ludziach, którzy uważają, że najlepsza dieta dla człowieka składa się prawie wyłącznie z mięsa. Prawie, bo pewna część jej zwolenników dopuszcza również jedzenie ryb i owoców morza, a także nabiału. Po polsku określa się ją mianem diety karniwora. Słowo brzmi, jakby pochodziło od nazwiska twórcy tej koncepcji dietetycznej, ale jego źródłem jest po prostu pochodzący z łaciny wyraz „carnivore”, oznaczający mięsożercę.  

Zatem żadnej sałatki, brokułów ani jarmużu. W przypadku jednych z najbardziej znanych zwolenników tego sposobu żywienia, kanadyjskiego psychologa Jordana Petersona i jego córki Mikhaili, menu składa się wyłącznie z wołowiny, soli, wody i okazjonalnej szklaneczki burbona. „Zdaję sobie sprawę, jak absurdalnie to brzmi” – przyznała Mikhaila, gdy jeden z reporterów pytał ją o jej dietę. Przypisuje jej jednak bardzo pozytywne efekty, polegające na złagodzeniu autoimmunologicznych reakcji organizmu, depresji i nieustannego uczucia zmęczenia, które trapiły ją, od kiedy była nastolatką. Jej ojciec deklaruje, że dzięki zwyczajom przejętym od córki schudł już ponad 20 kg i czuje się świetnie, nawet jeśli to wszystko brzmi „głupio jak diabli”.

To także historia o nauce i ideologii, węglowodanach i tłuszczach oraz cienkiej linii, która oddziela zdrowy sceptycyzm od spiskowej teorii.  Zaczyna się od ludzi, którzy doszli w pewnym momencie do wniosku, że powszechne zalecenia dietetyczne – jak np. jedz dużo błonnika i pięć posiłków dziennie – nie sprawdzają się w ich przypadku.

Shawn Baker i początki diety karniwora

Ci, którzy jakieś 10 lat temu przeszli na dietę karniwora, zrobili to, ponieważ byli chronicznie chorzy” – mówi 51-letni Shawn Baker. Ten były chirurg ortopeda z Albuquerque w Nowym Meksyku sprzedaje teraz książki i plany dietetyczne dla nowych adeptów tej koncepcji. Ostatnio zauważył, że jest nią zainteresowanych coraz więcej mężczyzn, którzy aspirują, by osiągnąć sylwetką taką, jak jego. A facet jest potężny w iście komiksowym stylu.

Baker opowiada, że dieta karniwora rozwinęła się jako niszowa odpowiedź na problemy ludzi, którzy czuli, że „normalne” jedzenie powodowało u nich fatalne samopoczucie. „Zwykle próbowali już wszystkiego. Byli wegetarianami i weganami. Brali wszelkie możliwe leki. I to była jedyna metoda, która sprawdzała się w ich przypadku” – mówi Baker.

Przeczytaj również: czy popularny cheat meal to element zdrowej diety?

To internet pozwolił im odnaleźć się nawzajem – mięsożerna społeczność zbierała się na redditowych forach r/zerocarb i r/carnivore. Szczególnie aktywna  w sieci przez wiele lat była informatyczka Amber O’Hearn, pisząca na stronie empiri.ca. Jej motto brzmiało: „Jedz mięso. Nie za mało. Głównie tłuszcz”, co nawiązywało do sloganu utworzonego przez Michaela Pollana, amerykańskiego pisarza i działacza, specjalizującego się w tematyce żywienia i produkcji żywności: „Jedz  jedzenie. Nie za dużo. Głównie rośliny”.  

Baker w związku ze swoimi poglądami utracił prawo do wykonywania zawodu lekarza w 2017 roku, chociaż zapobiegliwie podkreśla, że ta dieta nie jest dla każdego. Wszystkich nią zainteresowanych zachęca do szukania informacji na własną rękę: „To, co znajdą, stawia pod znakiem zapytania wszystko, czego uczono nas  o żywieniu przez ostatnie pół wieku”.

Jordan Peterson i inni, którzy jedzą tylko mięso

Kiedy wspomnisz o diecie karniwora w obecności wszystkożercy lub roślinożercy, reakcja najprawdopodobniej będzie mieścić się gdzieś między sceptycyzmem a wzburzeniem. W zalewie informacji o cudownych dietach promowanych przez celebrytów nasza cierpliwość coraz szybciej się wyczerpuje, więc pewnie będzie bliżej tego drugiego. W końcu stosowana przez Petersona opcja „jem tylko wołowinę” brzmi jak coś wyjątkowo absurdalnego.

W przypadku tego kontrowersyjnego psychologa, uznawanego  za mentora konserwatywnej prawicy, trudno nie odnieść wrażenia, że wybór  takiej a nie innej diety może mieć ideologiczne korzenie. W końcu weganizm  jest powszechnie kojarzony z lewicą i całym spektrum związanych z nią poglądów oraz postaw. Jedzenie wyłącznie mięsa musi więc być czymś dokładnie odwrotnym, idealnie pasującym do kogoś zaprzeczającego zmianom klimatycznym, zwolennika węgla, prawa do posiadania broni i tradycyjnego społeczeństwa opartego na dominacji mężczyzn. Taki to już czas, w którym żyjemy – wszystkiemu dopisuje się dodatkowe znaczenie.

Większość mięsożerców, z którymi rozmawiamy, niechętnie mówi o swoim wyborze. Ich otoczenie uważa, że zwariowali. Zaskakująco wielu z nich ma naukowe korzenie. Wielu było weganami, próbowali też diet eliminacyjnych, żeby radzić sobie z chorobami i nadwagą. 38-letni Colin jest samotnym ojcem dwójki dzieci, który zarządza nieruchomościami w Kornwalii. Politycznie określa się jako lewicowy.

Przeczytaj również: fakty i mity o diecie ketogenicznej

Możesz znaleźć wielu prawicowych wegan. Tu chodzi o zdrowie, a nie o politykę” – przekonuje. Dietę zmienił, aby poradzić sobie z zespołem jelita drażliwego. W ciągu dnia przeważnie zjada tuzin jaj, paczkę bekonu, trzy opakowania mielonego mięsa, a także trochę wątróbki i nerek. Większość mięsa kupuje od farmerów, których zna osobiście. „Naprawdę zależy mi na dobrostanie zwierząt” – podkreśla.

I zupełnie nie zależy mu, aby kogokolwiek nawracać na swoją dietę. „Byłem przez jakiś czas weganinem, ale czułem się wtedy bardzo źle. Przyczyną były moje problemy z trawieniem, więc nie powiem w żadnym razie, że ta dieta jest zła dla każdego. Sceptycznie podchodzę jednak do koncepcji, że jest dobra dla wszystkich” – mówi.

Wydaje się zaskoczony, że dieta karniwora działa. „Próbowałem różnych sposobów żywienia i wtedy zdałem sobie sprawę, że im mniej jem warzyw, tym lepiej się czuję. Pewnego dnia na Reddicie trafiłem na grupę r/zerocarbs i pomyślałem, że spróbuję postawić na mięso. W ciągu kilku dni objawy zespołu jelita drażliwego ustąpiły”.

Podczas zmiany doświadczył problemów z biegunką, ale nie były one bardziej dolegliwe niż to, czego doświadczał wcześniej. „Teraz jestem dużo bardziej aktywny, mam więcej energii. W sumie to nie rozumiem, dlaczego...”.   

Dieta karniwora jako forma diety ketogenicznej

Ryan (poprosił, abyśmy zmienili jego imię) ma 29 lat i jest badaczem na uniwersytecie w Liverpoolu. „Dorastałem w biednej rodzinie, jedliśmy głównie makaron i jedzenie z puszki” – opowiada. Wielu członków jego rodziny ma problem z otyłością. Jedzenie było w niej uznawane za rozrywkę: „Miłe okazje celebrowaliśmy lodami, a przykre wydarzenia zajadaliśmy smacznym posiłkiem”.

Dopiero gdy Ryan został mięsożercą, udało mu się poradzić sobie z otyłością i naprawić relacje z jedzeniem. Sposób jedzenia zmieniał stopniowo, coraz mocniej rezygnując  z węglowodanów i próbując diety ketogenicznej, która w ostatnich latach zyskuje coraz większą popularność. W jej czasie, dzięki bardzo niskiemu spożyciu węglowodanów, organizm zmienia sposób zasilania i zamiast glukozy źródłem energii stają się ciała ketonowe, będące produktem rozkładu tkanki tłuszczowej.

Ryan mówi, że na początku pomysł jedzenia głównie masła, śmietany i mięsa przyprawiał go o mdłości. Z czasem przyzwyczaił się do niego. „Nie każdy skorzysta z ketozy w tym samym stopniu, ale ja doświadczyłem wielu zmian: poprawiła mi się skóra, miałem więcej energii i znacznie lepszy nastrój, który czasami ocierał się o euforię” – opowiada.

Sprawdź też: przykładowy jadłospis na diecie ketogenicznej

Dodaje, że dzięki ketozie je rzadko. „Ciało wtedy samo wie, jak regulować apetyt. Przy normalnej diecie utrudniamy to, kilka razy dziennie podnosząc posiłkami poziom cukru we krwi”. Ryan twierdzi, że na tej diecie czuje się świetnie: „Nawet gdyby klinicznie udowodniono, że skraca życie o 10 lat, i tak bym się na nią zdecydował, bo dzięki niej jakość mojego życia bardzo wzrosła”.

No cóż. Nietrudno znaleźć ludzi, którzy stołują się w McDonaldzie i palą paczkę fajek dziennie, a mimo to również twierdzą, że czują się wybornie. Osobistych doświadczeń nie sposób zaliczyć do kategorii dowodów, że coś jest dla człowieka korzystne. W tak skomplikowanej materii, jak wpływ jedzenia na ludzkie zdrowie, z jednostkowej perspektywy nie da się określić, co jest przyczyną, a co skutkiem.

Zwłaszcza że na te ostatnie często trzeba czekać latami. Na całą siatkę zależności nakłada się też efekt placebo i rezultat jest taki, że nawet naukowcy czasem mają problem, żeby jednoznacznie opowiedzieć się po jakiejś stronie.  

Tłuszcze nasycone - szkodzą czy nie?

Weźmy na warsztat kwestię tłuszczów nasyconych, które są dominującym składnikiem w diecie karniwora. Z jednej strony od wielu lat wszystkie oficjalne zalecenia dietetyczne rekomendują, żeby minimalizować ich udział w diecie (już nawet nie do poniżej 10%, tylko tak bardzo, jak się da), bo jego nadmiar ma powodować choroby układu sercowo-naczyniowego.

A jednak wśród naukowców pojawiają się głosy, których nie sposób przemilczeć, bo pochodzą z poważnych ośrodków naukowych, że rola tłuszczów nasyconych wcale nie jest taka jasna. W marcu 2014 roku w czasopiśmie „Annals of Internal Medicine” ukazała się metaanaliza  opracowana przez brytyjskich i amerykańscy naukowców, m.in. z Cambridge, Oxfordu i Harvardu. Sprawdzili wyniki aż 76 badań przeprowadzonych na grupie łącznie ponad 640 tys. osób i doszli do wniosku, że nie można na ich podstawie uzasadnić zaleceń, według których zastąpienie nasyconych kwasów tłuszczowych wielonienasyconymi zmniejsza ryzyko wystąpienia chorób serca i układu krwionośnego.

W 2010 roku, na łamach „American Journal of Clinical Nutrition”, naukowcy po przeprowadzeniu podobnej metaanalizy twierdzili: nie ma dowodów, że tłuszczom nasyconym można przypisać zwiększenie ryzyka chorób układu sercowo-naczyniowego.  „W kwestii oceny wpływu tłuszczu nasyconego na zdrowie w świecie naukowym rzeczywiście są rozbieżności. W pewnym stopniu wynikają one z tego, że musimy posługiwać się wynikami badań obserwacyjnych, które nie wskazują bezpośredniego związku między przyczyną a skutkiem. Skoro podejrzewamy, że jedzenie kostki masła dziennie znacznie zwiększa ryzyko miażdżycy, nikt nie zatwierdzi badania interwencyjnego, w którym przez dłuższy czas będziemy karmić ludzi właśnie w taki sposób” – komentuje dietetyk Paweł Szewczyk, doktorant w Zakładzie Dietetyki Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu.

Dodaje, że jest coraz więcej dowodów, że tłuszcze nasycone pochodzące z nabiału nie są tak szkodliwe, jak te z mięsa (ze względu na dominację kwasów tłuszczowych o innej ilości atomów węgla).

Zwolennicy diety karniwora będą pewnie odczytywać naukowe rozbieżności jako zielone światło dla jedzenia tłuszczu nasyconego bez żadnych ograniczeń. To jest jednak nadużycie i mamy nadzieję, że to rozumiesz. Nikt nie twierdzi, że jeśli zaczniesz jeść tylko mięso, umrzesz w ciągu miesięcy. Istnieją jednak bardzo poważne przesłanki, by myśleć, że w ten sposób skrócisz sobie życie o kilka lub kilkanaście lat. I – mimo pewnych wątpliwości – zaprzeczanie w tej chwili takiemu podejściu znacznie bardziej przypomina teorię spiskową niż zdrowy sceptycyzm.

Człowiek to mięsożerca czy roślinożerca?

Mięsożercy twierdzą często, że ich sposób jedzenia jest ze względów ewolucyjnych dla człowieka najbardziej naturalny. Jako przykład podają choćby społeczność Inuitów, w których diecie jest niewiele roślin, a mimo to wcale nie chorują na serce częściej od nas.

To prawda, ale na tę kwestię trzeba patrzeć szerzej. Po pierwsze, dieta tych ludzi jest w dużym stopniu oparta na rybach, a więc jedzą oni mnóstwo kwasów omega-3. To zaś na pewno chroni ich układy krwionośne. Po drugie, ich styl życia jest bardzo aktywny i bardzo różni się od naszego, siedzącego. Podlegają mniejszemu stresowi, jedzą mniej toksyn, ich ciała muszą produkować dużo ciepła, żeby zrównoważyć wpływ klimatu, a to podnosi zużycie energii i chroni przed otyłością. No i najważniejsze: średnia ich życia jest krótsza, więc nie mamy wiedzy, jak wyglądałby ich układ krwionośny w wieku osiąganym przez przeciętnego Europejczyka” – mówi Paweł Szewczyk.

Podkreśla, że we wszystkich tzw. niebieskich strefach, czyli miejscach na Ziemi, w których ludzie żyją najdłużej, dieta składa się w przeważającej części z pokarmów roślinnych. „Antropolodzy szacują, że dieta ludzi żyjących w zbieracko-łowieckim okresie przypominała dietę szympansów i w ponad 80% składała się z roślin” – mówi dietetyk. Nie mają więc racji ani weganie, twierdzący, że jesteśmy roślinożercami, ani karniworzy, upierający się przy naszej mięsożerności. Wyewoluowaliśmy tak, że jesteśmy w stanie przeżyć, jedząc w różny sposób.  

Dieta karniwora rzeczywiście poprawia zdrowie?

Wystarczy zajrzeć na facebookową grupę Dieta Karniwora, aby przekonać się, że wiele osób deklaruje dużo lepsze samopoczucie po przejściu na ten sposób żywienia. Kłamią? Wydaje im się? Niekoniecznie. Problem jest taki, że najprawdopodobniej strzelają z armaty do wróbla. „Część ludzi, np. osoby cierpiące na zespół jelita drażliwego, ma problemy z trawieniem węglowodanów, które nazywamy FODMAP. Jeśli więc w ogóle przestaną jeść pokarmy pochodzenia roślinnego, poczują ulgę” – mówi Paweł Szewczyk.

Problem jednak w tym, że wykreślenie wszystkiego nie jest konieczne. Taką samą ulgę poczuliby, gdyby przestali jeść tylko żywność zawierającą FODMAP. Planując taką dietę pod okiem doświadczonego dietetyka, można czuć się dobrze, zostawiając w menu produkty zbożowe czy niektóre warzywa i owoce.

Lepsze samopoczucie może być też związane z tym, że przerzucając się wyłącznie na pokarmy odzwierzęce, usuwa się przy okazji składnik, na który ma się alergię lub nadwrażliwość. Razem z tysiącami innych, które zupełnie nie szkodzą.

Podobnie jest ogólnie z węglowodanami. Karniworzy upierają się przy ich negatywnym wpływie i wykreślają z jadłospisu. Rzeczywiście, w diecie wielu osób jest o wiele za dużo węglowodanów prostych, co może z czasem prowadzić do chorób cywilizacyjnych. Zamiast z nich rezygnować, wystarczy jednak jeść je z umiarem. To dawka czyni truciznę.

Nie ma też przekonujących dowodów, że diety ketogeniczne, do których należy dieta karniwora, mają przewagę nad innymi sposobami żywienia w kwestii odchudzania. W przypadku każdego z nich kluczowa jest bowiem ilość kalorii, a nie rozkład makroskładników.

Potencjalnych korzyści jedzenia samego mięsa raczej więc nie widzimy. Do osiągnięcia każdej z nich wystarczy umiar, niepotrzebne jest pójście w ekstremę. Nawet jeśli ktoś upiera się przy diecie ketogenicznej, ze względu na deklarowane przez wielu ją stosujących działanie poprawiające nastrój i usuwające chroniczne zmęczenie, to ją też da się tak zaplanować, by jeść sporo roślin.

Jem tylko mięso - co mi grozi?

Zagrożeń mięsożernego stylu życia jest za to sporo. „Wśród nich należy na pierwszym miejscu wymienić zwiększenie ryzyka wystąpienia nowotworów, spowodowane nadmiarem żelaza i retinolu, czyli aktywnej formy witaminy A, niedoborem błonnika, rezygnacją z ogromu roślinnych substancji o charakterze przeciwutleniającym, a także tym, że w czasie smażenia i pieczenia, czyli najpopularniejszych sposobów przygotowywania mięsa, powstaje dużo substancji o charakterze rakotwórczym” – ostrzega Paweł Szewczyk.

Nawet jeśli mamy wątpliwości, czy tłuszcz nasycony i cholesterol pokarmowy są tak szkodliwe, jak myślano, to wiemy na pewno, że  w czasie smażenia (masło!) cholesterol się utlenia, zaczyna działać mocno prozapalnie i zwiększa ryzyko miażdżycy.

Braku roślin nie polubią też bakterie mieszkające w przewodzie pokarmowym, a od prawidłowego działania mikrobioty zależy tyle, że nie starczyłoby kilku stron na opisanie wszystkich czynników. Koniecznie trzeba też powiedzieć o zagrożeniu niedoborem witamin z folianami na czele - ich brak znacznie zwiększa ryzyko wystąpienia wad rozwojowych u płodu. Na baczności muszą się mieć więc zwłaszcza kobiety, które planują zajść w ciążę. Jeśli stosują dietę karniwora, powinny zrezygnować z niej już w okresie, gdy starają się o dziecko. 

Problem w tym, że większość negatywnych skutków jest mocno odsunięta w czasie i nie ma nigdy pewności, jakie dokładnie są proporcje czynników, które je wywołały. I to, w połączeniu z faktem, że czasami lekarze zbyt mocno nas straszą (bo np. nie obserwują wyników najnowszych badań i o diecie ketogenicznej jeszcze nie wiedzą zbyt wiele) albo promują przestarzałe poglądy typu konieczność jedzenia pięciu posiłków, powoduje, że część ludzi uznaje, że mylą się we wszystkim.

Nie idźcie tą drogą. W końcu zależy nam, żebyście czytali MH do bardzo późnej starości.

Zobacz również:
REKLAMA