Konserwy
Nie są takie złe, jak można by sądzić. Pod warunkiem że omija się szerokim łukiem pasztety i mielonki za 3 zł, bo ich skład jest straszny, i sprawdza się na etykiecie, czy w środku nie ma bisfenolu A i ftalanów, które często są i trują. Generalnie: im procentowo więcej mięsa czy ryby w puszce, tym mniej miejsca na zapychacze.
1. In etykietos veritas
Powiedzieć to trzeba otwarcie i głośno: fałszowanie lub inne sztuczki wyrabiane ze sprzedawanym nam jedzeniem, by zarobić kilka złotych więcej, jest czynem obrzydliwym i haniebnym. Taka np. sól drogowa, wciskana nam jako spożywcza, wyklucza osobników nią handlujących nie tylko z kręgu ludzi uczciwych, ale i z każdego innego kręgu. O ile jest to łajdactwo, przed którym ciężko się ustrzec, to istnieją łajdactwa mniejsze, które łatwiej wykryć. Wystarczy czytać etykiety.
Producenci mają obowiązek podawać listę użytych składników w kolejności ich występowania: od największego do najmniejszego. Gdy więc zobaczysz np. napis "malinowy", a maliny będą na szarym końcu listy, odstaw produkt na półkę. Zwracaj też uwagę na wykaz minerałów i witamin oraz pokrycie dziennego zapotrzebowania, które często pojawia się przy składzie – wybieraj te produkty, które mieszczą się w przedziale 5-20%.
Zwracaj zwłaszcza uwagę na zawartość sodu, który zatrzymuje wodę w organizmie i podnosi ciśnienie – unikaj produktów mających go więcej niż 150-200 mg. Rzuć też okiem na błonnik i szukaj 2 g lub więcej na porcję.
2. Nie ufaj lajtom
Light to częste oznaczenie na opakowaniu, które ma nas zachęcić do zakupu ze względu na obniżoną zawartość tłuszczu. To prawda, tłuszczu jest mniej, ale dopiero etykietka powie nam całą prawdę. Żeby nadrobić smakowe niedostatki wynikające z mniejszej ilości tłuszczu, producenci dorzucają cukier w różnych postaciach: glukozy, fruktozy, dekstrozy, syropu glukozowego, sacharozy czy maltozy. Finał jest taki, że często produkty „light” zawierają więcej tuczących cukrów, niż ich odpowiedniki z pełną zawartością tłuszczów. Taka sztuczka