Wyczerpujący trening fizyczny, który fundujemy sobie coraz częściej, trudno nazwać relaksem (niezależnie od tego, jak bardzo będą bronić tej tezy fani CrossFitu czy ultramaratonów). To jest czynnik stresogenny, który zwiększa wydzielanie kortyzolu i obciąża organizm. Trudno się więc dziwić, że w takich czasach coraz mocniej rozpędza się kariera adaptogenów – środków opartych na ekstraktach z roślin leczniczych, mających chronić nas przed stresem i przyspieszać regenerację. Przyjrzyjmy się, czy te suple aby na pewno „dowożą”.
PRZECZYTAJ TEŻ: Redakcyjny test Ashwagandhy
Ashwagandha
Znana jest również jako żeń-szeń indyjski lub witania ospała (swoją drogą bardzo wysoka piąteczka dla botaników za kreatywność w wymyślaniu tych nazw!). Wyciąg z tej rośliny stosowany jest w medycynie ajurwedyjskiej od tysiącleci, co samo w sobie oczywiście nie przesądza jeszcze o jej skuteczności. Czyni to już za to badanie kliniczne skonstruowane według najwyższego naukowego standardu – randomizowane, podwójnie zaślepione, kontrolowane placebo.
Indyjscy badacze wzięli pod lupę grono 64 osób. Przez 60 dni część z nich przyjmowała placebo, a druga grupa kapsułkę zawierającą 300 mg ekstraktu z korzenia ashwagandhy. Okazało się, że wypadli oni o wiele lepiej w testach wskazujących natężenie stresu, a na dodatek mieli wyraźnie niższy poziom kortyzolu. Na razie zatem 1:0 dla ashwagandhy. Wygląda na to, że rzeczywiście pomoże zmniejszyć stres i napięcie, przyspieszając regenerację. Okazuje się, że to nie wszystko. Naukowcy sprawdzili także, czy ekstrakt z korzenia tej rośliny ma bezpośredni wpływ na formę. W jednym z testów zwiększył siłę w wyciskaniu leżąc i prostowaniu nóg siedząc, a do tego pomógł mocniej od placebo rozbudować mięśnie oraz podniósł poziom testosteronu.
Pozytywny wpływ na siłę mięśni potwierdziło też inne badanie, ale w nim nie zaobserwowano już za to ich wzrostu. Oba testy łączy to, że ich uczestnicy byli niewytrenowani. Uczeni sprawdzili też wpływ suplementacji ashwagandhą w sportach aerobowych. W dwóch testach udało się przy jej pomocy podnieść pułap tlenowy (stosowane dawki to 2 x 500 mg i 2 x 300 mg dziennie). Trzeba jednak zaznaczyć, że brali w nich udział sportowcy o średnim poziomie wytrenowania, a różnica nie była duża. Wciąż brakuje badań na elitarnych sportowcach, badacze nie potrafi ą także wyjaśnić mechanizmu, przez który zawarte w ekstrakcie witanolidy wpływają na formę.
ZOBACZ: Których suplementów należy unikać?
Różeniec górski
Kolejnym adaptogenem, który – za badaczami – bierzemy pod lupę, jest różeniec górski. Sprawdzano, czy zawarte w nim aktywne substancje są w stanie poprawić zdolności wysiłkowe. W tym celu stosowano dawkę 200 mg na godzinę przed próbą oraz ciągłą suplementację trwającą przez 4 tygodnie. Okazało się, że dzięki pojedynczej dawce badani byli średnio w stanie dłużej wytrzymać próbę wysiłkową (aczkolwiek rozrzut wyników był spory).
Kolejny test przeprowadzono na ergometrze wioślarskim. Badanym zaserwowano dawkę 3 mg/1 kg masy ciała, po której wiosłowali przez 9,65 km. Ci, którzy przyjęli placebo, potrzebowali na pokonanie tego dystansu średnio 25,8 minuty, a grupa po różeńcu 25,4 min. Wydaje Ci się, że to niewiele? Naukowcy uznali to za istotną różnicę.
Podobnie uważaliby zapewne sportowcy na najwyższym poziomie, dla których liczy się każdy centymetr, ale niestety badania przeprowadzone w Polsce na grupie elitarnych wioślarzy w trakcie 4-tygodniowego obozu przygotowawczego nie pokazały już pozytywnego efektu. Wygląda więc na to, że w przypadku wysiłku aerobowego warto sięgać jedynie po wysoką dawkę 200 mg na godzinę przed wysiłkiem, a nie stosować ciągłą suplementację. Aha, na efekt mogą liczyć raczej mniej wytrenowani osobnicy.